niedziela, 2 lutego 2025

Rozdział 98

Narracja Richiego

- Pobudka tatusiowie... Dziś idziemy na tańce... - słysząc dziecięcy krzyk i czując jakby ktoś skakał po łóżku otworzyłem oczy i widząc skaczącą szeroko uśmiechniętą Lily sam nieco uśmiechnąłem się zerkając na George'a, który zaspany próbował zorientować się co właśnie się dzieje

- Kochanie... Tańce są dopiero popołudniu... A teraz mamy jeszcze czas na sen... Chodź tu do nas... - powiedział Greg, po czym pociągnął do siebie małą tak, że upadła między nami, gdzie od razu pocałowałem małą w policzek 

- A dziś pójdziemy wszyscy do studia muzycznego czy do studia tanecznego? Czy idę z tatą Gregiem? - spytała się po chwili Lily, a ja uśmiechnąłem się lekko 

- Dziś wszyscy pojedziemy do studia muzycznego i zobaczysz jak tworzy się piosenkę... A tata Greg będzie robił mi i wujkom zdjęcia... - mała blondyneczka słysząc moje słowa od razu szeroko uśmiechnęła się

- A będę mogła wejść z tobą tato do tej kabiny z mikrofonem?... No proszę... - spytała się Lily robią przy tym maślane oczka, przez co udałem, że zastanawiam się starając się przy tym zachować powagę

- No nie wiem, nie wiem aniołku... No oczywiście, że będziesz mogła wejść ze mną - powiedziałem po krótkiej chwili na co Lily natychmiast rzuciła się na mnie mocno przytulając

- Ale będzie fajnie. Dziękuję tatusiu... - nie powiem słysząc ostatnie słowa blondyneczki sprawiły, że mimowolnie szeroko uśmiechnąłem się, a kątem oka zobaczyłem, że Greg widząc tą scenę także szeroko uśmiechnął się 

- No dobra chyba powinniśmy już powoli wstawać... Może ja pójdę na krótki spacer z Biszkoptem, a ty blondasie zrobiłbyś śniadanie, co ty na to? - rzucił po krótkiej chwili George, a ja znów zrobiłem zamyśloną minę 

- No nie wiem kochanie czy sam dam sobie radę... Być może będę potrzebował kogoś do pomocy... - tym razem zrobiłem smutną minką zerkając na Lily, która uśmiechając się pokręciła głową

- Jesteś duży tato dasz rady sam... - nie powiem nie takiej odpowiedzi się spodziewałem i cholernie trudno było mi zachować neutralną reakcje na to zwłaszcza, że leżący obok Greg cicho się zaśmiał, przez co od razu spojrzałem się na niego spod byka, po czym mrużąc oczy spojrzałem się ma blondynkę

- Naprawdę mi nie pomożesz?... To może to cię przekona... - widząc jak mała dziewczynka uśmiechając się pokręciła głową uśmiechnąłem się tajemniczo, a następnie zacząłem łaskotać Lily, która natychmiast zaczęła piszczeć, kręcąc się na boki

- Tato pomocy... Biszkopt pomóż mi... - Greg słyszeć pierwsze słowa Lily cicho się zaśmiał i zamiast odciągnął małą ode mnie sam zaczął ja łaskotać, Co spowodowało, że blondyneczka zaczęła głośniej się śmiać, a gdy zawołała na pomoc naszego labradora ten skoczył ma łóżko głośno szczekając 

- No dobrze, dobrze... Pomogę przy śniadaniu... ale niech będą naleśniki... - słysząc słowa Lily obaj z Gregiem spojrzeliśmy na siebie i całując w głowę naszą małą księżniczkę przestaliśmy ją łaskotać, na co ona rękami próbowała nas objąć przez co obaj mocniej ja przytuliliśmy się, a Greg jednocześnie posłał mi buziaka. Kurde takie poranki mogę mieć już do końca życia

*** 

- Dobrze księżniczko... Naleśniki mamy już zrobione, więc idź aniołku do łazienki i umyj ręce, a ja nakryje do stołu, dobrze? - Lily kiwając głową pobiegła do łazienki, a ja zacząłem wyjmować talerze z szafki

- TATUŚ PAJĄK! - słysząc głośny krzyk Lily natychmiast zostawiając na stole talerze pobiegłem do łazienki, w której przerażona Lily ręką wskazywała na wannę, w której był maleńki pajączek. Z trudem ukrywając uśmiech podszedłem do dziewczynki i przytulając pocałowałem ja w głowę 

- Już spokojnie księżniczko. Zaraz się nim rozprawie, a ty spokojnie myj ręce, dobrze? - widząc jak blondynka kiwa głową nie tracąc czasu zacząłem ratować moją małą piękność od jednego małego pajączka

- Tatuś jest moim bohaterem… - praktycznie od razu kąciki moich ust szerzej uniosły się na słowa wyraźnie uradowanej Lily, która uradowana tak zaczęła machać rękami, że na moje nieszczęście zaczęła mnie chrapać 

- Upss… - mała blondynka widząc, że jestem mokry zrobiła niewinną minkę, a ja starając się zachować poważną minę pokręciłem głową

- Upss? Kochana jak ja zaraz powiem upss... - gdy tylko z lekkim uśmiechem na twarzy zrobiłem krok do przodu, na co Lily doskonale rozumiejąc moje intencje również się uśmiechając pisnęła wybiegając z pomieszczenia, a ja zaraz za nią 

- Już jestem i przyprowadziłem niespodziewanego gościa... - gdy razem z małą blondynką wpadłem do salonu, do owego pomieszczenia wszedł Greg razem z pewną kobietą w średnim wieku

- Dzień dobry. Nazywam się Elizabeth Basild i jestem pracownikiem opieki społecznej. Byłam w okolicy i pomyślałam, że przyjdę i umówię się na bardziej oficjalne spotkanie, ale to już chyba nie będzie konieczne… Mam nadzieję, że nie przeszkadzam… - słysząc słowa kobiety niemalże natychmiast poczułem jak cała krew odpływa mi z twarzy. Kątem oka zerknąłem na siebie oraz na mała i natychmiast zamarłem widząc to jak wyglądamy oraz co ta kobieta może sobie na to pomyśleć.  Cholera to chyba jakieś pieprzony żart, że ona musiała właśnie teraz przyjść

- Dzień dobry. Oczywiście, że pani nie przeszkadza i tak w ogóle to przepraszam za nasz wygląd, ale mieliśmy awarię pająkową i tak jakoś wyszło… Może zje pani z nami śniadanie i napije się kawy lub herbaty - powiedziałem rzucając Gregowi na początku przepraszające spojrzenie, po czym spoglądając na kobietę starałem się szeroko uśmiechnąć 

- Nie dziękuję. Czy mogę wiedzieć kim pan jest? - słysząc słowa kobiety i jej ton głosu nieznacznie skinąłem głową czując jak moje serce zaczęło szybciej bić. 

- To jest mój drugi kochany tata proszę pani - odpowiedziała natychmiast Lily robiąc krok tak, że stanęła przede mną jakby chciała mnie ochronić, a ja dostrzegając minę kobiety od razu pomimo pojawiającego się lekkiego uśmiechu na twarzy wyczułem, że właśnie skończyła się miła pogawędka 

- Lily weź Biszkopta i idź do swego pokoju, dobrze? Przebierz się i przygotuj strój na tańce - szybko rzuciłem patrząc się na małą blondyneczkę, która pokiwała głową 

- Chodź Biszkopt dorośli muszą porozmawiać… - próbując nie zaśmiać się pod wpływem słów Lily wziąłem głęboki oddech 

- To chyba nie jest problem, że mieszkam z swoim partnerem i, że zamierzamy wspólnie wychować Lily, prawdą? Jeśli nie chce pani niczego do picia to może oprowadzę panią po domu by mogła pani zobaczyć w jakich warunkach mieszka obecnie Lily - rzucił George gdy tylko blondynka z psiakiem zniknęli w pokoju, a ja dostrzegając, że z trudem powstrzymuje spokój podszedłem do niego i biorąc go za rękę lekko ją ścisnąłem 

- Szkoda, że panowie nie wiedzą niczego złego w tym wszystkim... Miałam nadzieję, że może coś do pana dotrze, ale cóż... Chyba widziałam już wystarczająco... - czując narastającą we mnie złość szybko wziąłem oddech i licząc   do pięciu pokręciłem głową

- A przepraszam bardzo co niby jest złego w daniu dziecku miłości i niby co miało dotrzeć do Grega? Prawda jest taka, że wiele par homoseksualnych wychowuję dzieci dając im miłość oraz poczucie bezpieczeństwa i nie dzieje się im żadna krzywda... Jeśli mam być szczery to faktycznie dotarło do nas jedno, że pojawienie się małej dopełniło nas i jak nie mam umocniło nasz związek... A tak po za tym to wydaje mi się, że pani widziała to co chciała zauważyć, ale może pani powinna zobaczyć to jaka jest naprawdę prawda? Zapraszam… Chyba się pani nie boi? Co pani szkodzi poświęcić jeszcze z parę minut? - wiele ryzykując zacząłem mówić starając się pomimo złości zachować spokój i opanowanie. Biorąc głęboki oddech pokierowałem się do pokoju małej i upewniwszy się, że kobieta jednak poszła za mną delikatnie uchyliłem drzwi i niemalże natychmiast lekko uśmiechnąłem się widząc jak Lily czesze Biszkopta cicho śpiewając przy tym piosenkę 

- Widzi pani? Lily przeżyła ogromną tragedię i wiele zmian. Obaj z Gregiem robimy wszystko by  pomóc jej odnaleźć się w tym wszystkim… Może pani widzi w nas najgorsze kanalie chodzące po świecie, ale my kochamy ta małą dziewczynkę i jedynie czego chcemy to by czuła się tu bezpiecznie czując nasze wsparcie i miłość... Naprawdę nie dzieje się jej tu żadna krzywda... - powiedziałem mając nadzieję, że coś trafi do tej kobiety, która bez emocji patrzyła się na mnie 

- Choć obaj poznaliśmy ją niedawno to jednak od razu ją pokochaliśmy i jak widzi pani robimy wszystko by w ciągu dnia mimo tego co przeżyła śmiała się jak więcej... Powinna pani wiedzieć, że jesteśmy w stałym kontakcie z psychologiem dziecięcym i postępujemy zgodnie z jego radami, a także jako tymczasowy opiekun jestem w kontakcie z wychowawcą klasy Lily i jak nie mam obaj mogą przedstawić pani odpowiednie pisma w tej sprawie… Może jeszcze w tych swoich papierach zaznaczyć, że jestem tak wyrodnym ojcem, że uległem błaganiom córki i zapisałem ją na lekcje tańca i lekcje rysunku… Naprawdę proszę nam uwierzyć, że mała jest bezpieczna, że nic jej tu nie grozi , a my wbrew zdrowemu rozsądkowi chcemy ją chronić przed całym złem całego świata… - dodał szybko George, na co pokiwałem głową, a ta kobieta pokręciła głową 

- Mogą być panowie pewni, że jeszcze dziś porozmawiam sobie z kim trzeba na panów temat… A tym czasem dowidzenia i sama trafię do wyjścia… - kobieta nie dodając nic więcej szybko odwróciła się idąc w stronę drzwi wejściowych 

- Cholera jasna by to wzięła… - rzuciłem natychmiast gdy tylko drzwi się zamknęły za pracownicą opieki społecznej, jednocześnie spojrzałem się na Grega, który przygryzając dolną wargę złapał się głowę pociągając przy tym za swoje włosy 

- Greg… Cholera przepraszam... Mała tak się cieszyła, że pozbyłem się małego pająka, że ochlapała mnie, a zacząłem ją dla zabawy ją gonić, że niby jestem wściekły... Niech to szlag weźmie... - George słysząc moje słowa od razu spiorunował mnie wzrokiem

- Naprawdę Chris? Za co ty mnie do cholery przepraszasz? Za to, że mała się śmiała? Czy za to, że dobrze się bawiliście w tamtej sekundzie? Chris ty nie masz za co przepraszać... Nie jestem zły na ciebie tylko na tą babę i jej prehistoryczne poglądy... Nawet nie chce myśleć jaką laurkę nam wystawi przed sędzią... Że też musiał się nam trafić ktoś taki... - czując ukucie w klatce piersiowej pokręciłem głową starając się wyrzuci z głowy wszelkie pojawiające się czarne scenariusze na ciąg dalszy tej całej sprawy

- Greg posłuchaj... może wbrew wszystkiemu powinniśmy poprosić o pomoc mego ojca... Najpierw ta kuzynka na cmentarzu, a teraz ta kobieta z opieki... To już robi się coraz poważniejsza sprawa w sądzie i chyba będzie potrzebny nam najlepszy prawnik, a ojciec niestety mimo wszystko kimś takim właśnie jest... - rzuciłem po krótkiej chwili, na co brunet od razu spiorunował mnie wzrokiem

- Cameron obawiam się, że on prędzej najchętniej z tą kobietą spaliłby nas na stosie lub ukamienował niż by nam pomógł... Nie zrozum mnie źle, bo wiem, że on jest bardzo dobry, ale póki nie ma takie potrzeby nie chce w to wszystko mieszać prawników... Po prostu nie chce wywoływać wilka z lasu... Muszę wierzyć, że wszystko uda się bez wyciągania większych dział... - kiwając głową podszedłem do ukochanego i po prostu przytuliłem go mając nadzieję, że faktycznie wszystko pójdzie gładko po naszej myśli, bo jeśli przez to co dziś się wydarzyło stracimy małą nigdy sobie tego wybaczę

***

- Cholera jasna... - gdy zauważyłem wylewającą się z termosu wodę głośno przekląłem odkładając czajnik na miejsce

- Hej... Może przyda się jakaś pomoc? - słysząc znajomy głos Anny zerknąłem w kierunku drzwi i widząc ją oraz Jaya ciężko westchnąłem kiwając głową

- Chyba dzisiaj nie będziecie mieli ze mnie pożytku... - szepnąłem cicho odchodząc na bok i nim zdążyłem spuścić wzrok poczułem jak Jay delikatnie klepie mnie po ramieniu

- Nie musisz się tłumaczyć Cameron... George powiedział nam co się stało i jeśli chcesz o tym pogadać to wiedz, że my tu jesteśmy... A tak w ogóle to wiedz, że gdyby coś to staniemy za wami murem przed sądem broniąc jak niepodległości... - powiedziała Anastasia posyłając mi delikatny uśmiech 

- Tak po prawdzie to poniekąd już to robimy, bo dałem dziś Gregowi list od władz wytwórni do sądu... Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że treść jest tak słodka, że czytający go może dostać cukrzycy, ale opisaliśmy tam całą prawdę o was i mamy nadzieję, że to skutecznie przekona sąd, że powinniście razem wychowywać Lily... - dodał szybko Jay puszczając mi oko, a ja uśmiechnąłem się do niego, na co on zaczął kończyć nalewać wody do przygotowanych przeze mnie termosów 

- Naprawdę bardzo wam dziękuję... To wiele dla wszystkich znaczy... Zwłaszcza, że po tej mojej porannej akcji nie wiadomo co ta kobieta zrobi... - rzuciłem od razu do przyjaciół ciesząc się w duchu, że ich mamy i, że naprawdę możemy na nich liczyć w każdej sytuacji 

- Richie prawda jest taka, że nie zrobiłeś niczego złego i nie powinieneś się obwiniać... To niczyja wina, że trafiliście na dość konserwatywną przedstawicielkę opieki społecznej, gdzie jej głos będzie jednym z wielu jakie sędzia usłyszy, więc jeszcze nic nie jest wiadomo na pewno przez co może na razie nie powinniście się zamartwiać na zapas póki nie macie powodów… - słysząc słowa przyjaciółki lekko uśmiechnąłem się do niej niepewnie kiwając głową 

- No a tak zmieniając temat to powiedz jak idzie nowy etap rehabilitacji? - blondynka słysząc moje pytanie lekko uśmiechnęła się kiwając głową 

- Powoli ale do przodu blondasie… Oczywiście wykonuje wszystkie zalecane ćwiczenia i staram się z każdym dniem robić w domu przy małej asekuracji Jaya coraz więcej samodzielnych kroków, choć nie powiem by to było łatwe ani nie meczące, ale staram się nie narzekać chcąc jak najszybciej stanąć na stałe z tego jakże cudnego pojazdu - odpowiedziała od razu Ana, a ja kiwając głową uśmiechnąłem się do niej 

- Uwierz mi blondasie, że ta jej determinacja czasem mnie poraża i muszę sposobem zmusić ją do przerwy czy zmiany aktywności - dorzucił swoje trzy grosze lekko uśmiechnięty Jay puszczając przy tym oko blondynce, która pomimo uniesionych kącików ust nieco spiorunowała wzrokiem ukochanego lekko uderzając go w ramię, na co ten cicho się zaśmiał i nachylając się pocałował swoja ukochaną 

- Nie wiem czy bym stracił, ale chyba założyłbym się, że chyba jednak podoba ci się stosowanie tych sposobów na Anastasię, która chyba nie ma nic przeciw nim… - oboje przyjaciele cicho się zaśmiali, gdzie ona pokręciła głową, a on wręcz przeciwnie pokiwał głową 

- A żebyś wiedział, że masz racje blondasie, a teraz jak już poprawiliśmy ci humor i jesteś już w miarę gotowy do pracy to chodźmy do reszty - słysząc słowa Khana pokiwałem głową, po czym wziąłem od niego gotowe termosy idąc chwilę potem za przyjaciółmi do sali nagraniowej

***

- Ciekawe kto to… Tak słucham? - słysząc dzwonek domofonu niechętnie poszedłem do przedpokoju, gdzie od razu widząc na podglądzie domofonu poznaną dziś kobietę z opieki oraz dwóch policjantów poczułem jak moje serce zaczęło szybciej bić. Biorąc głęboki oddech nacisnąłem odpowiedni przycisk zaczynając mówić 

- Witam. Byłam u Państwa rano… Proszę mnie puścić… - czując coraz mocniejszy strach nacisnąłem odpowiedni przycisk, po czym szybko wróciłem do salonu 

- Lily proszę cię idź z Biszkoptem do swojego pokoju i nie wychodź z niego póki któryś z nas nie przyjdzie, dobrze? - rzuciłem natychmiast, na co mała blondynka pokiwała głową idąc z psiakiem do pokoju, a ja widząc pytające spojrzenie Grega ciężko westchnąłem 

- Ta kobieta z opieki społecznej właśnie do nas idzie razem z dwoma policjantami… - nim George zdążył coś powiedzieć usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, przez co obaj szybko poszliśmy do przedpokoju, gdzie brunet powoli otworzył drzwi, a ja zacząłem czuć coraz mocniejszy strach na samą myśl po co oni tu przyszli

- Witam. W czym możemy pomóc? - jako pierwszy odezwał się George, a ja znów poczułem jak moje serce niebezpieczne szybciej bije 

- Ze względu na nowe okoliczności, tj. wystąpienie Państwa Adams z wnioskiem o przyznanie praw rodzicielskich nad małoletnią Lily Feid sąd zgodził się z moimi argumentami i zarządził, że do czasu wydania wyroku Lily natychmiastowo zostaje umieszczona w rodzinie zastępczej by dziewczynka za bardzo nie przywiązała się do której z rodzin. Tu ma pan pismo. Proszę o natychmiastowe spakowanie dziewczynki i przeprowadzenie jej... - nie powiem z każdą sekundą czułem jak grunt odsuwa się spod moich nóg. Cholera to nie możliwe i nie dzieje się naprawdę

- ŻE CO? Chyba pani sobie żartuje? Dlaczego nie zostałem poinformowany w ciągu dnia o tym wszystkim tylko pani przychodzi tu z tą informacją i z tym świstkiem? Nie oddam wam mojej córki... - krzyknął Greg, a ja wziąłem od niego otrzymaną od kobiety kartkę uważnie przyglądając się jej. Cholera to prawdziwe pismo 

- Proszę pana proszę zachować spokój. Rozumiem pana oburzenie, ale w tym momencie musimy wykonać zalecenie sądu, a pan może odwołać się od tej decyzji w dniu jutrzejszym... - rzucił jeden z policjantów, a ja ze łzami w oczach spojrzałem się na ukochanego, który też ze łzami w oczach kręcił głową

- Greg… Ja też tego nie chce, ale… nie mamy wyjścia… oni mogą później wykorzystać nasz opór w sądzie przeciw nam… Będziemy walczyć o Lily Greg, ale teraz cholera musimy pozwolić ją zabrać… Chodź to pójdziemy do niej i jak najlepiej wytłumaczymy jej to wszystko, a potem spakujemy ją… Czy któryś z panów mógłby pójść z nami by być jako bezstronny świadek, by później nikt nam niczego nie zarzucił? - zaczynając mówiąc wziąłem za rękę ukochanego delikatnie ją ściskając. George patrząc się na mnie ze łzami w oczach znów pokręcił głową idąc do pokoju małej, a ja poszedłem za nim, gdzie on stanął przed drzwiami opierając o nie czoło 

- Jak mam jej powiedzieć o tym Chris?... No jak?... - rozpacz w głowie bruneta sprawiła, że czując coraz mocniejszy ból w klatce piersiowej po moich policzkach spłynęło kilka łez 

- Uwierz mi, że moje serce też krwawi, ale… teraz nie możemy zrobić niczego co mogłoby nam zaszkodzić w walce o naszą Lily… -  szepnąłem patrząc się na ukochanego, który szybko ocierając swoje mokre policzki powoli otworzył drzwi wchodząc do pokoju, a ja wszedłem za nim, gdzie mała blondyneczka spojrzała się na Grega, który od razu wziął ją na ręce siadając na łóżku, a ja usiadłem obok nich 

- Kochanie… Pamiętasz jak ci mówiłem, że sąd zgodził się byś ze mną zamieszkała dopóki nie przyznają mi praw rodzicielskich?... Widzisz twoja ciocia i wujek też złożyli wniosek do sądy by sąd przyznał prawo opieki nad tobą i… dziś sędzia postanowił, że z tego względu lepiej będzie jak do  czasu ostatecznej decyzji z im będziesz to zamieszkasz w rodzinie zastępczej… - powiedział Greg, a Lily słysząc ostatnie słowa od razu zaczęła kręcić głową 

- Ale ja nie chce tato… Lubię ciocie i wujka, ale ja chce mieszkać tutaj z tobą i tatą Richiem… - nie powiem słysząc ostatnie słowa dziewczynki pomimo nowych łez wdzierających się do moich oczu kąciki moich ust nieco uniosły się 

- Lily my też chcemy byś tutaj została, ale sąd podjął taką decyzję i… - szepnąłem na co Lily że łzami w oczach znów energicznie pokręciła głową 

- NIE... Ja nie chce... Nie kochacie mnie już, prawda?... - słysząc ostatnie słowa dziewczynki ponownie przeszedł mnie ostry ból w klatce piersiowej, a Greg nie mogąc powstrzymać spadających po policzkach łez mocniej przytulił ją całując w głowę 

- Kochanie... księżniczko... obaj kochamy cię najmocniej na świecie i uwierzy mi, że gdybyśmy mogli to wyrzucilibyśmy z stąd tych ludzi i zabarykadowalibyśmy się chroniąc przed całym złem tego świata, ale... nie może zignorować decyzji sędziego, bo w przeciwnym razie on mógłby odebrać nam ciebie już na zawsze... a tego nie chcemy... Uwierz, że jesteś naszą księżniczką, naszym słońcem... Po prostu jesteś naszym wszystkim promyczku... - szepnąłem biorąc małą za rękę, na której złożyłem pocałunek, gdzie Biszkopt podszedł do małej i nosem zaczął ocierać się o mogę dziewczynki jakby chciał powiedzieć, że też ją kocha

- Tata Richie jak zawsze potrafi lepiej ująć w słowa to co obaj czujemy... Naprawdę kochanie kochamy cię i obiecuje ci, że… obaj zrobimy dosłownie wszystko byś jak najszybciej do nas wróciła już na stałe… Rozumiesz?... - pomimo oczu pełnych łez pokiwałem głową, a widząc, że mała też kiwa głową pocałowałem ją w głowę mając nadzieję, że faktycznie Lily jak najszybciej do nas wróci

- Wiesz dostałem tą bransoletkę od taty Grega na nasze pierwsze święto zakochanych… Śmiał się, że ja urządziłem wielką romantyczną kolację, a on daje mi zwykłą sznurkową bransoletkę z naszymi inicjałami i sercem, ale to jeden z najpiękniejszych prezentów jakie od niego dostałem i… widzisz kochanie to taki amulet miłości i teraz chce byś ty go miała… Byś zawsze czuła naszą miłość i nie wątpiła w to, że cię kochamy, bo miłość to najcudowniejsza i najcenniejsza rzecz jaką możemy mieć w życiu… - nie wiele myśląc spoglądając na bransoletkę jaką dostałem od George zaczynając mówić szybko zdjąłem ją i założyłem ją na rękę małej blondynki, która przez łzy lekko uśmiechając się przytuliła się mocno do mnie, przez co silniej ją obejmując pocałowałem ją w głowę, a Greg szybko wstał wyciągając chwile potem z naszej małej kryjówki nasz prezent dla małej

- Ja chyba też będę miał coś dla ciebie od nas… Chcieliśmy ci to dać po pierwszej lekcji rysunku, ale… Umówmy się, że od dziś aż do powrotu do nas przed spaniem będziesz tutaj rysowała wszystko to co w danym dniu robiłaś, a jak się spotkamy to pokazując nam te śliczne obrazki wszystko nam opowiesz, dobrze? - mała widząc skórzany rysownik nieco szerzej uśmiechnęła całując mnie w policzek, a potem znów przytuliła się do Grega również całując go w policzek 

- Dobra… Kochanie teraz weź swój różowy plecak i spakuj wszystkie zabawki jakie będziesz chciała wziąć ze sobą, a ja z tatą Gregiem spakujemy twoje ubrania, dobrze? - widząc jak mała ocierając mokre policzki kiwa smutno głową znów poczułem ukucie w sercu. Cholera dlaczego to się dzieje. Biorąc głęboki oddech wstałem podchodząc do szafy, z której wziąłem torbę zaczynając do niej pakować rzeczy małej

- Chris… ja nie mogę… - słysząc rozpacz w cichym głosie Grega spojrzałem się na niego i widząc, że jest o krok od rozpadnięcia się przytuliłem go mocno 

- Greg… wiem co czujesz… Ja też nie chce, ale… musimy myśleć o małej… dla niej musimy się trzymać i nie dać im żadnych argumentów przeciw nam… - szepnąłem na co ukochany nieznacznie pokiwał głową, po czym podszedł do biurka i biorąc kartkę z długopisem zaczął coś pisać

- Czy… Ja wiem, że może nie powinienem, ale… czy mógłby pan wejść z małą do tego domu i jakoś przekazać to tej rodzinie... To są dane zajęć odnośnie dodatkowych, na jakie zapisaliśmy mała, tzn. tańce i rysowanie... Zajęcia są opłacone, wiesz jeśli ci państwo mieli możliwość to mogliby zaprowadzać na nie Lily, a ja obiecuje, że nie zjawię się nigdy obok by nie narobić im kłopotów... - szepnął George podając kartkę policjantowi, który ją wziął

- Zobaczę co da się zrobić... Przykro mi, że muszę w czymś takim uczestniczyć, bo widzę, że panowie kochają małą, więc... proszę o nią walczyć... będę trzymał za panów kciuki... - rzucając blady uśmiech policjantowi skinąłem głową wracając do pakowania

- Długo jeszcze? - gdy do pokoju weszła kobieta z opieki Lily natychmiast podbiegła do Grega, który wziął ją na ręce całując w policzek. Czując jak moje serce znów boleśnie zaczęło szybciej bić podałem torbę policjantowi, który wziął ją kiwając głową

- Ja nie chce... Naprawdę nie mogę zostać? - szepnęła cicho Lily, a ja odruchowo spojrzałem się na kobietę licząc, że może dotrze do niej co właśnie robi tej małej istotce

- Oj kochanie nie ma co płakać. U państwa Brown będzie na pewno fajnie i mogę ci obiecać, że już niedługo zobaczysz się z swoją ciocią i wujkiem... - czując jak złość mnie oblewa zerknąłem na Grega, który piorunując kobietę wzrokiem zacisnął zęby, jednocześnie usłyszałem cicho warkot labradora jakby wyczul

- Pani Basild chyba powinniśmy już pójść... Raczej nie chcemy by padło tutaj przy małej jakieś niemiłe słowa... - odezwał się szybko policjant, na co kobieta nic nie mówiąc wyszła z pokoju, a ja biorąc głęboki oddech wyszedłem zaraz po policjancie i po Gregu, który nadal trzymał na rękach małą Lily

- Jeśli to możliwe to zjedziemy z państwem na dół... - powiedział po krótkiej chwili George, na co policjanci pokiwali głowami, po czym zaczęliśmy się szybko ubierać. Gdy tylko wsiedliśmy do windy czułem jak moje serce po raz kolejny boleśnie przyspiesza rytm, gdzie podświadomie marzyłem by winda się zatrzymała między piętrami dając nam jeszcze trochę więcej czasu z Lily. Jak na złość jakoś szybko zjechaliśmy na dół idąc do wyjścia z budynku, a potem w kierunku auta policyjnego

- Tatusiu... - cichy głosik Lily sprawił, że poczułem jak do moich oczu napływają łzy. Cholera dlaczego to musi się dziać? 

- Kochanie... My też tego nie chcemy, ale... nie mamy teraz innego wyjścia... Pamiętaj, że co by się nie działo to my ciebie kochamy i będziemy o ciebie walczyć... - szepnął Greg całując małą a głowę, a ja również pocałowałem ją w głowę

- A ty musisz być grzeczna w tej rodzinie do której trafisz i wierzyć, że szybko znów z nami zamieszkasz - szepnąłem patrząc się na Lily, która ze łzami w oczach pokiwała głową, po czym odsuwając się nieco od Grega przesunęła się w moją stronę, przez co od razu mocno ją przytuliłem znów całując w głowę.

- Powinniśmy już jechać... - z wielkim bólem serca odsunąłem się patrząc się jak Greg sadza do samochodu małą blondyneczkę zapinając jej pasy

- Mam nadzieję, że jest pani zadowolona... - szepnąłem zerkając na kobietę z opieki społecznej, która nic nie mówiąc wsiadła z drugiej strony auta obok Lily. Kiedy George zamknął drzwi od razu wziąłem go za rękę lekko ściskając ją jednocześnie obaj nieco odsunęliśmy się na bok patrząc chwilę potem jak samochód policyjny odjeżdża 

- Chris… Obiecaj mi, że… - czując napływające do oczu łzy zerknąłem na ukochanego dobrze domyślając się co chce bym mu obiecał, ale nie wiem czy jestem w stanie dotrzymać tej obietnicy skoro nie mam na to zbytnio dużego wpływu 

- Obiecuje ci, że zrobimy wszystko by mała jak najszybciej do nas wróciła Greg… - szepnąłem, po czym niewiele o tym myśląc wyjąłem telefon wybierając numer mamy 

- Cześć mamo… Mogłabyś pójść teraz do taty i włączyć na głośno mówiący? Mam pewną sprawę do niego, ale nie chce ryzykować, że nie odbierze… - Greg słysząc moje słowa od razu nieco szokowany spojrzał się na mnie, ale po chwili mocniej ściskając moja rękę spuścił wzrok 

- No już możesz mówić kochanie. Mów co się dzieje, bo coś czuję, że coś się stało… - słysząc słowa mamy wziąłem głęboki oddech próbując w głowie nie analizować tego czy dobrze robię 

- Tato… w życiu prosiłem cię o coś raptem kilka razy… teraz po prostu cię błagam… jeśli możesz przyleć najbliższym lotem do Nowego Jorku… Nie dla mnie… Przede wszystkim dla Grega i Lily… Potrzebujemy pomocy najlepszego prawnika… - szepcząc przymknąłem oczy modląc się w duchu by przyleciał do nas 

- Będę najszybciej jak się da - słysząc słowa taty odetchnąłem z ulgą mając cholerną nadzieję, że mimo wszystko tata pomoże nam w odzyskaniu Lily. 

1 komentarz:

Madziusa pisze...

W pierwszej kolejności jak napisałaś mi, że masz nadzieję, że nie zabije Cię za ten rozdział… bałam się właśnie, że kogoś zabiłaś… i szczerze? Nie wiem co gorsze bo to co tu przeczytałam rozdziera serce :( Świat jest popieprzony ! Polityka socjalna to dno… jestem szczerze wzburzona, ponieważ takie rzeczy dzieją się naprawdę!!! Dlaczego ludzie, którzy naprawdę mogliby dać szczęście temu dziecku… po prostu dostają kłody pod nogi! To takie niesprawiedliwe :(