Narracja Anastasii
Wpadające do pomieszczenia pierwsze promienia słoneczne sprawiły, że leniwie otworzyłam oczy budząc się i niemalże natychmiast widząc słodko śpiącego Jaya, do którego byłam przytulona szeroko uśmiechnęłam się. Pomimo, że od naszego pogodzenia się minęło już trochę czasu to jednak nadal jakaś część mnie nie wierzy w to, że znów jestem z nim, że budzę się i zasypiam wtulona w niego, że znów mogę utonąć w jego czekoladowych spojrzeniu czy rozpłynąć się pod wpływem jego promienno-uwodzicielskiego uśmiechu. Ta. Szkoda tylko, że to wszystko zostało okupione tą cholerną bolesna tragedią. Na samą myśl o ataku i jego skutkach oraz o nocnym koszmarze przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz, przez który przymykając oczy mocniej wtuliłam się w ukochanego. Cholera dlaczego to musiało się wydarzyć? Czemu Franz musiał umrzeć? Dlaczego ten świat musi mieć w sobie tyle zła i być taki niesprawiedliwy?
- Cześć kochanie… Nadal trzyma cię ten nocny koszmar?... - słysząc cichy szept Jaya i czując jego usta na czole wzięłam głęboki oddech, po czym powoli otworzyłam oczy i starając się lekko uśmiechnąć delikatnie musnęłam jego usta
- Cześć mój misiu… Trochę… To wszystko nadal jest tak nierealne, ciężkie do pojęcia i w ogóle... - Jay posyłając mi pocieszający uśmiech mocniej mnie przytulił całując w głowę
- Wiem o tym kochanie i uwierz mi, że nie tylko ty nadal przeżywasz to co się stało i choć pomimo, że powoli zaczynamy na nowo żyć to wiem, że nigdy nie zapomnimy o tym co się stało i jedynie co możemy zrobić to zwyczajnie w świecie trzymać się razem i wspierać się by jakoś to przetrwać… - powiedział Jay, na co ciężko westchnęłam kiwając głową
- Wiem o tym, tylko… tak szczerze mówiąc to jakoś trudno mi się w pełni cieszyć z tego, że powoli znów zaczynamy żyć, że znów zaczynam chodzić jak mam świadomość, że Franz nie żyje, że Caroline cierpi… - tym razem to brunet ciężko westchnął kiwając głową
- Najważniejsze kochanie jest to, że Caro i dzieci nie są same… Na miejscu ma Kamrana, Iana z Eleną, Daniela z Robertem, my pomagamy z stąd jak tylko możemy, a jak trzeba będzie to skorzystam z twojego samolotu i polecę tam by pomóc osobiście… - lekko uśmiechając się do ukochanego delikatnie musnęłam jego usta
- Dobra to może w ramach zmiany tematu by jakoś poprawić poranny nastrój to powiedz mi czy już masz pomysł na to gdzie mam ciebie zabrać jak już w pełni odzyskasz władzę w nogach? - słysząc słowa Tariqa mimowolnie cicho się zaśmiałam
- Szczerze? Marzy mi się po prostu romantyczny spacer bez rozmyślania o problemach, pracy, itp. No i twoje propozycje randek, o których dobrze pamiętam też dobrze brzmiały, więc chyba mamy już jakieś plany, prawda kochanie? - tym razem to on cicho się zaśmiał, po czym nieznacznie odsuwając się ode mnie przekręcił się tak, że leżał na mnie
- Dokładnie tak la mia principessa guerriera. A teraz pozwól, że przedstawię ci plany na najbliższe minuty, a mianowicie czas na twoje poranne ćwiczenia tylko tym razem z małym dodatkiem - brunet nie dodając nic więcej szybko ściągnął z nas kołdrę i klękając wziął moją prawą nogę, którą delikatnie zginając przyciągnął do mojego brzucha, a następnie wyprostował i gdy wykonał z trzy takie powtórzenia jakby niby nic zaczął składać na nodze pocałunki kierując się w górę. Nie mogąc powstrzymać unoszących się szeroko kącików ust patrzyłam się na bruneta będąc ciekawa co dalej zrobi. Czekoladowooki uwodzicielsko uśmiechając się do mnie wziął moją drugą nogę robiąc dokładnie to samo, na co znów poczułam jak przez mój kręgosłup przechodzi gorący dreszcz, przez co przygryzłam dolną wargę mając nadzieję, że ten mały dodatek wcale nie będzie taki mały. Brunet jakby czytał z w moich myślach szybkim ruchem zdjął ze mnie dolną część piżamy by zaraz po tym jak ją rzucił gdzieś za siebie dosłownie kładąc moje nogi na swoich barkach zanurkował między moimi nogami i niemalże natychmiast poczułam jak jego język zaczął penetrować moją kobiecość. Czując napływające do każdego zakamarka mojego ciała ciepło przymknęłam oczy delektując się tą chwilą jednocześnie mocniej przygryzłam wargę nie chcąc by z mojego gardła wydostał się choć jeden mały jęk, który już w sobie dusiłam
- Cholera… nawet nie zdajesz sobie sprawy… z tego jak słodka jesteś… - odruchowo położyłam ręce na głowie bruneta przyciskając ją do swojego ciała by nie ważył się więcej choć na milimetr odsunąć się. On rozumiejąc mój przekaz nie tylko zwiększył ruchy swego języka, ale i palcami ręki zaczął kręcić kółka wokół mojej łechtaczki powodując, że natychmiast wygięłam się w łuk pod wpływem eksplozji ciepła, która wybuchła w moim ciele. Zaczynając głęboko oddychać powoli otworzyłam oczy patrząc się na Jaya, który uwodzicielsko uśmiechając się oblizał swoje wargi
- Chyba teraz… ja powinnam powinna… skosztować śniadanie… - ciemnooki słysząc moje słowa cicho się zaśmiał i kręcąc głową powoli przysuwając się w moim kierunku wsunął ręce pod moją koszulę nocną
- Obawiam się kochanie, że nie mamy na to tyle czasu, więc... Obiecuje ci, że wieczorem będziesz mogła zrobić ze mną co tylko zechcesz, a teraz… pozwól, że wejdę w ciebie, bo… w przeciwnym razie nie tylko zleje się jak prawiczkowy młodzieniaszek ale i oszaleje… - Jay zaczynając mówić zaczął mnie całować dekolcie powoli kierując się w górę, gdzie wymawiając ostatnie słowa jednym szybkim ruchem wszedł we mnie i równocześnie namiętnie mnie pocałował przez co praktycznie natychmiast zaczęłam oddawać pocałunek z większą namiętnością tłumiąc tym samym wydobywający się z mojego gardła cichy jęk z cichotem, jednocześnie owinęłam ręce wokół jego szyi przyciągając go jeszcze bardziej do siebie. Nie powiem z każdą sekundą i z każdym coraz szybszymi ruchami bruneta czułam jak w moim ciele coraz mocniej buzuje się rozkosz, która rozlewała się po moim ciele, a każdy pocałunek, dotyk i wyraz oczu bruneta były dla mnie dowodem, że czuje dokładnie to samo. W odpowiednim momencie doskonale zsynchronizowani równocześnie doszliśmy dopełniając tą wielką rozkosz.
- Kocham cię - powiedziałam jednocześnie z Jayem, który szeroko się uśmiechając pocałował mnie w czoło
- Ja i tak kocham cię bardziej la mia principessa guerriera… - słysząc słowa bruneta szerzej uśmiechając się pocałowałam go
- Wiesz misiu takie ćwiczenia z tobą to ja mogę robić nawet kilka razy dziennie... - Jay cicho się śmiejąc delikatnie musnął moje usta
- No ja myślę kochanie… Boże… ten kto wymyślił budzik nie wiedział co czyni… - tym razem to ja cicho się zaśmiałam, gdzie gdy tylko po pokoju rozniósł się dźwięk telefonu nieco głośniej się zaśmiałam
- Dobra mój luby koniec tej gimnastyki… Czas wstawać i szykować się do pracy… - rzuciłam po krótkiej chwili na co brunet cicho westchnął
- Nie ma co kochanie, umiesz sprowadzić człowieka na ziemię, ale i tak cię kocham… A teraz chodźmy do łazienki to weźmiemy wspólny prysznic - Tariq nie dodając nic więcej szybko podniósł się ze mnie i wstał z łóżka, po czym nie czekając na moją reakcję wziął mnie na ręce kierując się w stronę łazienek
***
- Cześć Mel. Śniadanie jest na stole… - zaczynając mówić weszłam do pokoju mulatki, która siedząc na łóżku patrzyła się na trzymaną w ręku małą różową tiulową sukienkę, a gdy usłyszała mnie od razu spojrzała się na mnie lekko uśmiechając się
- Cześć... Wiem, że może to i za wcześnie i nawet jeszcze nie wiem czy będę miała córkę, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać... - nie mogąc powstrzymać szerzej się unosząc kącików pokiwałam głową
- Sukieneczka jest tak śliczna, że sama bym taką kupiła... A po za tym przesądy są przesądami i nie zawsze się sprawdzają kochana, więc jakby co to zgłaszam się z Bellą na kolejne zakupy... A teraz chodźmy jeść póki jajecznica jest ciepła - Mel kiwając głową wstała odkładając na łóżku ubranko, po czym obie pokierowałyśmy się do kuchni
- Cześć Mel. Co prawda przygotowałem jajecznicę, ale jak masz ochotę na coś innego to tylko powiedz a postaram się szybko przygotować... - powiedział od razu Jay gdy nas zobaczył rzucając uśmiech mulatce, która odwzajemniając gest pokręciła głową
- Cześć Jay. Jajecznica będzie w porządku... - powiedziała Melinda siadając przy zastawionym stole, a ja nie tracąc czasu zajęłam miejsce obok niej, a gdy Jay usiadł obok nas wszyscy jednocześnie mówiąc smacznego zaczęliśmy jeść
- Przepraszam... - mulatka nie dodając nic więcej szybko wybiegła do łazienki, na co ciężko westchnęłam
- Myślisz, że to są zwykle poranne mdłości czy jednak powinniśmy pojechać do szpitala? - słysząc słowa Jaya od razu spiorunowałam go wzrokiem
- Może jeszcze zaproponuj wezwanie karetki... Idź i przynieść szklankę wody... - nie czekając na reakcje bruneta szybko podjechałam do łazienki i widząc, że Mel akurat usiadła na ziemi opierając się plecami o ścianę posłałam jej pocieszający uśmiech podając jej przy tym mały ręcznik, który ona przyjęła wycierając od razu twarz
- Wiesz? Chyba właśnie odkryłam dlaczego mężczyźni nie rodzą dzieci... Po prostu faceci po pierwszym dniu porannych mdłości z krzykiem błagali aby wyjąć z nich dziecko albo by dobić ich... - nie mogąc wytrzymać cicho się zaśmiałam kiwając głową
- Uwierz mi kochana, że są mężczyźni, którzy naprawdę z przyjemnością zamienili się w takiej sytuacji z swoimi ukochanymi byleby nie cierpiały... Trzymaj wodę kochana... Już ci lepiej?... - zaczął mówić wchodzący do pomieszczenia Jay, który od razu podał mulatce szklankę wody
- Dzięki... Tylko wiesz Jay to są wyjątki, które zdarzają się bardzo rzadko... - zaczęła mówić przyjaciółka, ale urwała gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Tarig nic nie mówiąc ręką wskazał na przedpokój, po czym poszedł do drzwi, a mulatka w tym czasie powoli wstała, gdzie od razu opłukała usta i twarz
- To dla ciebie Mel... kolejne piękne kwiaty od sama wiesz kogo... Wsadzę je do wazonu i zaniosę ci do pokoju... - Melinda widząc trzymane przez ciemnookiego kwiaty ciężko westchnęła kręcąc głową
- On jest naprawdę niemożliwy, ale... kwiaty przesyła piękne... - brunet cicho się śmiejąc poszedł w stronę kuchni, a ja posłałam przyjaciółce lekki uśmiech
- Przepraszam, że spytam, ale naprawdę między tobą a Izzym wszystko jest skończone? Izzy jak widać stara się, a ty chyba nadal go kochasz, prawda? - mówiąc patrzyłam się na brunetką, która znów ciężko westchnęła wzruszając ramionami
- Szczerze? Nie mam pojęcia... Faktycznie Izzy się stara, tzn. przeyła kwiaty, pisze do mnie jak się czuję, czy nie potrzebuje czegoś i może nadal go kocham, ale... boją się, że to jest z jego strony sztuczne, że robi to wbrew sobie, bo tak wypada i musi wziąć odpowiedzialność za swoje czynny, skoro przecież wcześniej nie chciał mieć dzieci, a ja nie chce by robił coś czego w głębi serca nie chce... Zdecydowanie wolę sama wychowywać dziecko, mówiąc że nie wiem kim jest jego ojciec niż być w związku, w którym jedna osoba dusi się udając, że wszystko jest dobrze... Naprawdę nie wiem co zrobić, czy iść za głosem serca czy rozumu... - posyłając przyjaciółce blado- powierzający uśmiech pokiwałam głową żałując, że to musi przeżywać coś takiego zamiast w pełni cieszyć się ciążą
- Nie wiem kochana co mogę ci radzić, ale z własnego doświadczenia wiem, że ignorowanie swoich uczuć nic pozytywnego nie daje, ale też nie można robić czegoś wbrew sobie... Po prostu rób to co dyktuje ci serce, a my będziemy wspierać twoją decyzję... - mulatka rzucając mi lekko-blady uśmiech przytuliła mnie
- Wiem, że się powtórzę, ale naprawdę wam dziękuję... Nie wiem co bym bez was zrobiła... - szepnęła Mel, na co uśmiechnęłam się do niej
- My również się powtórzymy, że nie ma za co kochana... Domyślam się, że raczej nie zjesz teraz śniadania, więc idź się położyć, a ja przyniosę ci herbatę i kanapki byś później zjadła... - ni stąd ni zowąd pojawił się Jay, który uśmiechnął się, a ja pokiwałam głową zgadzając się z jego pierwszymi słowami
- Dzięki Jay... - powiedziała od razu przyjaciółka, po czym nic więcej nie mówiąc wyszła z łazienki kierując się do swego pokoju, a ja za Jayem pokierowałam się w stronę kuchni, gdzie nim zdążyłam znów zająć miejsce przy stole zadzwoniła moja komórka, przez co od razu po nią sięgnęłam i widząc, że to dzwoni George lekko uśmiechnęła się
- Cześć Greg. Co tam? - rzuciłam od razu gdy odebrałam połączenie
- Cześć Ann... Czy jest może obok ciebie Jay? Mam do was pewną sprawę... - słysząc słowa przyjaciela, od razu spojrzałam się na Jaya, który jakby wyczuł, że Greg mówił o nim akurat spojrzał się na mnie, przez co gestem ręki dałam mu znać by podszedł do mnie
- Jay już jest obok mnie i jesteś już na głośnomówiącym, więc możesz umówić co to za sprawa... - gdy brunet usiadł obok mnie od razu zaczynając mówić przycisnęłam przycisk głośnika i odłożyłam na stół komórkę
- Jeszcze raz cześć wam... Słuchajcie mam do was dość nietypową sprawę... Chodzi o to, że chciałbym spotkać się z wami dzisiaj, ale Richie nie może się o tym dowiedzieć... - słysząc sława przyjaciela od razu spojrzałam się na Jaya, który zmarszczył brwi zapewne tak jak ja zastanawiając się o co tu chodzi
- Czy coś się stało? - spytał się od razu Jay, a ja poczułam jak moje serce zaczęło szybciej bić na samą myśl o tym co mogę zaraz usłyszeć
- Tak... Nie... To nie jest rozmowa na telefon... Naprawdę proszę spotkajmy się w tej kawiarni niedaleko wytwórni. Ty Ann wiesz o której mówię... Tylko proszę naprawdę nie mówcie o tym blondynowi... - powiedział Greg, a ja westchnęłam odruchowo kiwając głową
- Jasne. Damy ci znać o której będziemy mogli się spotkać... w takim razie dozobaczenia... - mówiąc patrzyłam się na ciemnookiego, który pokiwał głową
- Do zobaczenia i dzięki... - gdy przyjaciel rozłączył się Jay natychmiast ciężko westchnął kręcąc głową
- Cholera jasna jeszcze tylko u Stringów brakuje dramy... - słysząc słowa bruneta od razu spiorunowałam go wzrokiem
- Nie kracz kochanie. Wystarczy, że mamy już jednego wróżbitę, dobrze? Może chodzi o jakąś niespodziankę typu zaręczyny? Co jak co ale jakby nie patrzeć jesteśmy mistrzami w organizowaniu tych imprez... - rzuciłam natychmiast, na co brunet skinął głową
- Mam taką nadzieję kochanie... - odpowiedział od razu Tariq, na co odruchowo pokiwałam głową mając nadzieję, że faktycznie mam rację i sprawa Grega to nic złego
***
- Cześć Greg - powiedziałam jednocześnie z Jayem dochodząc do stolika przy którym siedział nasz przyjaciel, który widząc nas lekko uśmiechnął się
- Cześć. Dzięki, że przyszliście... Napijecie się czegoś? - siadając na przeciw bruneta pokręciłam głową
- Ja dziękuję/Dzięki. Lepiej mów co to za tajemnicza sprawa - zaczęłam mówić jednocześnie z Jayem, ale gdy on mówił dalej patrzyłam się na fotografa, który ciężko westchnął kiwając głową
- Tato czy to jest twój chłopak? Kim jest ta pani? - nistąd ni zowąd do Grega podeszła mała blondyneczka, która przytulając się do niego zaczęła mówić spoglądając na nas, a ja szokowana słysząc jej pierwsze słowo spojrzałam się na Jaya, który także szokowany spinał się na mnie
- Tato? - znów mówiąc jednocześnie z Tariqem spojrzałam się pytająco na George'a, który ciężko westchnął kiwając głową
- Aniołku to są moi przyjaciele z pracy. Anastasia i Jay... Czy możesz jeszcze na chwilę pójść do kącika z zabawki i pobawić się? Muszę z Anną i Jayem porozmawiać na temat pracy... - Mała blondyneczka pokiwała głową i machając do mnie i Tariqa ręką pobiegła w wiadomym dla siebie kierunku, a Greg urwał głęboki oddech kręcąc głową
- Właśnie o tym chciałbym z wami pogadać... Zacznę od początku... Jakieś 8 lat temu kiedy Richie dał mi drugiego kosza byłem załamany. Bałem się, że to koniec między nami, że nic z tej naszej znajomości nie będzie... Poszedłem od klubu się napić i wpadłem tam na swoich kumpli ze szkoły. Jak to przy takich spotkaniach dużo gadaliśmy, piliśmy, tańczyliśmy. Po prostu dobrze się bawiliśmy... Jak się okazało niedawno ja tą zabawę będę pamiętam do końca życia... Na tej imprezie była obecna Ashley, czyli nasza szkolna piękność, której tylko ja się opierałem, przez co ona bardziej robiła wszystko bym na nią spojrzał, tyle, że nie wiedziała, że już wtedy czułem, że bardziej ciągnie mnie do mężczyzn... No i tak wyszło, że tak zabalowaliśmy, że wylądowaliśmy w łóżku... Ta. Uprawialiśmy seks, ale tego nie pamiętam... Następnego dnia gdy zorientowałem się co się stało między nami ona od razu zaczęła mówić o jakiś innych naszych spotkaniach, więc próbowałem w sposób delikatny powiedzieć jej, że jedynie mogę jej zaoferować przyjaźń, że ta noc nic dla mnie nie znaczyła, ale ona niezbyt dobrze przyjęła informację, że jestem gejem... To był ostatni raz gdy ją widziałem, bo potem jej nie szukałem, a ona nie szukała mnie... Nie musicie się martwić, bo powiedziałem Richiemu o tym epizodzie... Kilka dni temu dostałem telefon ze szpitala, że mam natychmiast przyjechać, że chodzi o Ashley i nie mogę mi nic powiedzieć przez telefon, ale to naprawdę ważne... Od razu wyczułem, że to coś poważnego, więc nie mówiąc prawdy Richiemu by go nie martwić pojechałem tam i dowiedziałem się od lekarzy, że Ash z rodzicami i córką miała wypadek, że jej rodzice zginęli na miejscu, a ona zmarła podczas operacji, a jej córka, Lily ma na szczęście kilka zadrapań i jest ona na obserwacji. Gdy spytałem się dlaczego po mnie zadzwonili to lekarz powiedział, że zanim Ashley straciła przytomność powiedziała by jeśli jej stan się pogorszy to mają zadzwonić do ojca dziewczynki, który nic nie wie o jej istnieniu... Tak. Ona podała moje dane... Powiedzieć, że byłem w szoku to tak jakby nic nie powiedzieć... Dowiedziałem się, że od kilku lat jestem ojcem i nawet nie miałem już możliwości porozmawiać o tym z Ash, a żeby było śmieszniej tojak się okazało one mieszkały dosłownie kilka kilometrów ode mnie... Dzięki temu, że przy kilkunastu osobach Ashley powiedziała, że jestem ojcem Lily to pracownik socjalny nie robił problemów abym mógł być przy niej, oraz by lekarze informowali mnie o jej stanie zdrowia... Moje pierwsze spotkanie z Lily było wręcz kosmiczne... Mała doskonale wiedziała kim jestem i dlaczego nie było mnie od tej pory przy niej... Ta. Ash powiedziała jej że jestem jej ojcem, ale że tatuś woli panów to mamusia postanowiła nie mówić mu o niej by tata był szczęśliwy... Niestety ze względu na to, że nie widnieje nigdzie w papierach małej oficjalnie jako jej ojciec, ruszyła cała machina sądowa związana z kwestią przyznania mi praw rodzicielskich... Na razie wstępne badania potwierdziły moje ojcostwo i mam zgodę by mała na razie została ze mną... - uważnie słuchając przyjaciela na każdą sekundę patrzyłam się na niego coraz bardziej szokowana, nie wierząc w to co usłyszałam
- O matko... Stary to historia nadająca się na scenariusz filmowy... Co wogóle zamierzasz dalej zrobić? Czy możemy jakoś pomóc? I chyba najważniejsze pytanie, a mianowicie co z Richiem, bo w tych okolicznościach zakładam, że blondas jeszcze nie wie, że zostałeś ojcem... - jako pierwszy odezwał się Jay, a ja kiwając głową zgadzając się z nim patrzyłam się na Grega, który ciężko westchnął
- Uwierz mi, że do tej pory mam wrażenie, że to jakiś film, ale to niestety jest prawda... Co dalej? Szczerze mówiąc nie wiem... Na razie myślę o tym by przeżyć rozmowę z Richiem, pogrzeby i całą procedurę sądową... Co do tego czy możecie mi pomóc i Richiemu to właśnie w tej sprawie chciałem się spotkać... Dziś odebrałem małą ze szpitala i chce pogadać z Richiem... Mam do was prośbę, a mianowicie chciałbym abyście na czas rozmowy z blondynem zaopiekowali się małą, a potem ewentualnie przygarnęli Richiego na noc... Słuchajcie ja po prostu nie wiem jak potoczy się nasza rozmowa i choć staram się nic nie zakładać to patrząc na to, że nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach czy o zalegalizowaniu naszego związku to biorę pod uwagę każdą ewentualność zakończenia naszej dzisiejszej rozmowy włączając w to koniec naszego związku, a widząc, że jeszcze nie doszedł psychicznie do siebie po tym ataku to po prostu boję się, że ta wiadomość rozłoży go totalnie i skieruje do powrotu do nałogu i chce by ktoś z nim był... Po prostu chce by miał obok siebie przyjaciół, którzy po prostu będą dla niego wsparciem bez doradzania czy oceniania, bo chce by decyzja odnośnie tego o dalej między nami była jego przemyślaną decyzją... - powiedział George, a ja kiwając głową poczułam ukucie w klatce piersiowej. Cholera taka wiadomość to faktycznie może być wstrząsem dla niego, a to wraz z przeżyciami po ataku może być wręcz zabójcze dla blondyna
- Jasne. Zajmiemy się małą i Richiem... No i pamiętaj, że w razie czego możesz liczyć na naszą pomoc... - zaczynając mówić kątem oka zerknęłam na Jaya, który pokiwał głową na znak, że potwierdza moje słowa
- Naprawdę wam dziękuję... - rzucając uśmiech przyjacielowi pokiwałam głową
- A powiedz jak czuje się Lily? Zapewne przeżywa śmierć rodziny... - powiedziałam po krótkiej chwili na co fotograf znów ciężko westchnął
- Niby z psychologiem staraliśmy się przekazać dość łagodny sposób jej wiadomość o śmierci mamy oraz dziadków, lecz okazało się, że dziadek małej miał zaawansowane stadium nowotworu, więc Ash szykowała małą na to, że dziadek może umrzeć, przez co Lily od razu spytała się czy mama z dziadkami na pewno zostali aniołkami i są przy niej, co oczywiście od razu potwierdziłem... W ciągu dnia stara się uśmiechać i bawić normalnie, by jak to ona mi powiedziała by aniołki nie smuciły się, że ona płacze i smuci się, ale przed snem zdarza się jej płakać i przez te trzy noce nie zdarzyło się by przespała całą noc bez budzenia się ze łzami w oczach... - znów czując ukucie w sercu odruchowo zerknęłam za siebie patrząc się na małą, która coś rysowała. Cholera dlaczego ten świat musi być taki niesprawiedliwy? Czemu taka mała istotka, która jeszcze tak naprawdę nie zaczęła żyć już musi zmierzyć się z taką wielką tragedią?
***
- Jak myślisz co Richie zrobi? Będzie chciał poznać Lily? - Jay słysząc moje pytania ciężko westchnął wzruszając ramionami
- Nie wiem kochanie... Na pewno będzie w szoku... - powiedział brunet, a ja spojrzałam się na wracającą z kącika zabaw Lily
- To dla ciebie ciociu... - mała blondyneczka nieśmiało lekko uśmiechając się podała mi kartką z narysowanym przez siebie rysunkiem
- Jaki piękny rysunek... Powiesz mi kto na nim jest? - mówiąc uśmiechnęłam się do małej blondyneczki, która pokiwała głową, na co Jay wziął małą na kolana
- To jesteś ty ciociu, tu jest wujek Jay, tu jestem ja, tu jest tata, tu jest chłopak taty, a tu w chmurkach jest mama, babcia i dziadek - pomimo uśmiechu jaki posłałam córeczce przyjaciela poczułam ukucie w klatce piersiowej
- Twój rysunek jest przepiękny kochanie… Bardzo ci dziękuję za niego… - nie dodając nic więcej delikatnie zaczęłam łaskotać dziewczynkę, która od razu zaczęła cicho się śmiać wiercąc się na kolanach Jaya
- Ciociu, wujku myślicie, że chłopak taty polubi mnie i będzie chciał być moim drugim tatą? - gdy po krótkiej chwili usłyszałam pytanie Lily zerknęłam na Tariqa sama nie wiedząc co mam jej odpowiedzieć.
- Na pewno nie polubi cię jeśli nie przytulisz go mocno na powitanie… - słysząc za sobą znajomy głos Richiego spojrzałam się na niego, a on lekko uśmiechając się patrzył się na małą, która niepewnie stanęła na nogi podchodząc do blondyna, który nic nie mówiąc przytulił małą blondyneczkę
- Jestem Richie. Jestem chłopakiem twojego taty… Miło mi cię poznać… - powiedział po krótkiej chwili niebieskooki, na co Lily lekko uśmiechnęła się
- A ja jestem Lily i jestem córką twojego chłopaka… Będziesz moim drugim tatusiem? - powiedziała mała blondyneczka, a ja słysząc jej pytanie lekko przygryzając dolną wargę spojrzałam się na Camerona, który pomimo tego, że w oczach błysnął szok lekko uśmiechnął się kiwając głową
- Chciałbym o ile dasz mi szansę tak jak dałaś swojemu biologicznemu tacie… - Lily słysząc odpowiedź blondyna szeroko się uśmiechnęła i kiwając głową znów przytuliła się do niego, co sprawiło, że samej kąciki ust szeroko uniosły się. Gdy tylko mała odsunęła się od niego idąc do stojącego obok Grega, Richie podszedł do mnie przytulając się
- Jest ok? - szepnęłam patrząc się na blondyna, który posyłając mi blady uśmiech niepewnie skinął głową
- Co prawda mój mózg jeszcze przetwarza tą szokującą wiadomość, ale… chyba nie jest źle… - lekko uśmiechając się do przyjaciela pokiwałam głową mając nadzieję, że pojawienie się Lily nie wpłynie negatywnie na jego związek z Gregiem i, że przynajmniej u nich obędzie się bez jakiś wielkich dram.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz