Narracja Anastasii
- No cześć kochana. Opowiadaj co u ciebie? Jak się czujesz? Jak dzieci? - widząc swoją przyjaciółkę na ekranie komórki szerzej uśmiechnęłam się, choć widząc lekki uśmiech na bladej twarzy przyjaciółki poczułam ukucie w klatce piersiowej. Niech jasna cholera weźmie tego raka.
- Cześć Ann... Naprawdę uważasz, że od wczoraj mogło się wiele zmienić? Czuje się w miarę dobrze, choć jak po chemii nadal jestem trochę osłabiona i nie wspomnę, że powoli dobija mnie to, że muszę siedzieć w szpitalu by nie złapać czegoś przez tą niższą odporność, ale nie narzekam... Najważniej, że dzieci są zdrowe, że mój organizm w miarę dobrze reaguje na kolejne dawki chemii... Lepiej powiedz czy myślałaś o tym o czym wczoraj rozmawiałyśmy - czując kolejne ukucie w klatce piersiowej starałam się choć lekko uśmiechnąć, gdzie słysząc jej ostatnie słowa odruchowo przekręciłam oczami
- Nie bój się, pojadę na rehabilitację, ale mimo wszystko wkurza mnie to, że nie ma jeszcze żadnych efektów, że nawet głupie czucie jeszcze nie wróciło... Tak wiem co zaraz powiesz i faktycznie jestem w gorącej wodzie kąpana, ale jednak narobiłam sobie nadziei, przez co jestem zdeterminowana by jak najszybciej stanąć na własnych nogach... - przyjaciółka słysząc moje słowa cicho się zaśmiała kręcąc głową
- Rozumiem cię, ale wiesz cierpliwość popłaca, a pośpiech w tej sprawie raczej nie jest wskazany kochana, więc cierpliwi ćwicz a zobaczysz, że prędzej czy później przyjdą efekty - nie powiem słowa Belli sprawiły, że kąciki moich ust szerzej się uniosły
- Wiem, wiem... Powiedz mi lepiej czy ten masz niedzielny obiad w szpitalu jest aktualny i co mam na niego przygotować? - powiedziałam od razu na co Is szerzej uśmiechnęła się
- Na chwilę obecną obiad jest aktualny, ale nie wiem co wymyśli ten mój prywatny blondwłosy pielęgniarzo- ochroniarz... Nie śmiej się kochana, bo zaraz mnie szlag trafi od jego opiekuńczości... Ja rozumiem, że teraz muszę na siebie uważać, ale to co on wyprawia wykończy mnie chyba wcześniej niż to choróbsko... - nie mogąc przestać się śmiać kręciłam głową wyobrażając sobie nadopiekuńczego Chrisa
- Przepraszam, ale wychodzi na to, że obie mamy szczęście do mężczyzn, którzy nas kochają i są w stosunku do nas nadopiekuńczy... To ich chyba wrodzona cecha - powiedziałam na co przyjaciółka cicho się zaśmiała
- Oj proszę cię Silla... Nie wiem czy za te ich wrodzone cechy powinni być surowo karani czy ozłoceni - tym razem to ja zaczęłam się głośno śmiać
- Słyszałem to/Ja to wszystko słyszę - słysząc głosy naszych mężczyzn praktycznie natychmiast obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem, gdzie praktycznie od razu poczułam jak podchodzący do mnie od tyłu Jay całuje mnie w głowę, jednocześnie szerzej się uśmiechnęłam widząc szczery uśmiech na bladej twarzy przyjaciółki
- Wiesz co kochana tak czy siak jesteśmy szczęściarami mając przy sobie takich mężczyzn... Wiesz można o nich powiedzieć wiele, ale jednak to czyste złota... - mówiąc zerknęłam na Jaya, który szeroko uśmiechnął się do mnie całując w policzek, gdzie kątem oka zobaczyłam na ekranie tabletu jak Bella całowała się z Chrisem, przez co jeszcze szerzej się uśmiechnęłam
- Dobra kończę, bo zaraz jadę na rehabilitację a potem do pracy. Odezwę się później. Narazie kochani - nie dodając nic więcej szybko rozłączyłam połączenie znów patrząc się na Jaya, który niby groźnie patrząc się na mnie pokręcił głową
- Karani czy ozłoceni za swoje najlepsze cechy tak? - próbując zachować powagę zrobiłam minę niewiniątka robiąc przy tym maślane oczka
- No ale dodałam, że jesteście czystym złotem, choć wasza nadopiekuńczość czasem nas dobija misiu... - brunet kręcąc głową podszedł do mnie z przodu
- Ja ci zaraz pokaże misia - ciemnooki nie dodając nic więcej zaczął mnie łaskotać, przez co natychmiast zaczęłam głośno się śmiać i starając się unikać dotyku mężczyzny, który w pewnym momencie wbił się w moje usta, na co od razu owinęłam ręce wokół jego szyi zaczynając oddawać pocałunek z większą namiętnością
- Kocham cię mój szczerozłoty misiu - szepnęłam po chwili na co on szerzej uśmiechnął się
- No ja myślę, ale zdecydowanie ja kocham cię bardziej moja wojownicza księżniczko... A teraz chodź do stołu na śniadanie - kiwając głową pocałowałam ukochanego, po czym oboje pokierowaliśmy się w stronę nakrytego stołu
***
- Cześć… Przepraszam, że przeszkadzam, ale… mogę na chwilę?... - od razu widząc wchodzącą do gabinetu Melindę wyczułam, że coś jest nie tak dostrzegając jej czerwone oczy i słysząc w jej cichym tonie głosu niepewność
- Nie przeszkadzasz mi, więc wchodź… - zaczynając mówić szybko wyjechałam za biurka jednocześnie ręką wskazałam na kanapę, na co mulatka niepewnie skinęła głową siadając, a ja ustawiłam się zaraz obok niej. Mel lekko trzęsącymi się dłońmi podała mi kartkę, a ja widząc, że to podanie o zwolnienie spojrzałam się na przyjaciółkę szokowana
- Ja... nie jestem już z Izzym i... po prostu... - słysząc złamany głos przyjaciółki i widząc w jej oczach łzy od razu wzięłam przyjaciółkę za rękę lekko ją ściskając, po czym delikatnie pociągnęłam ją w moim kierunku by móc ją przytulić, na co ona od razu wtuliła się we mnie
- Spokojnie kochana… Co się stało? Oczywiście jeśli nie chcesz mi o tym opowiedzieć to nie musisz, ale to, że rozstałaś się z Izzym to nie oznacza, że od razu musisz rezygnować z pracy u nas… Jeśli byś chciała to może wymyśliłabym jakieś rozwiązanie tej sytuacji… - szepnęłam na co Melinda patrząc się na mnie pokręciła głową
- Nie Ann… Ja… Muszę odejść… Ja… Jestem w ciąży i… wiedziałam, że on nie chce mieć dzieci, ale miałam nadzieję, że może kiedyś zmieni zdanie, a teraz… gdy przez zwykły przypadek zaszłam w ciążę to wierzyłam bardziej, lecz… nie spodziewałam się tego, że on dostanie jakieś furii… krzyczał na mnie, rzucał rzeczami… Boże Ann ja choć w głębi serca chciałam mieć z nim dziecko to jednak nie zaszłam w ciążę specjalnie… - słysząc słowa zapłakanej przyjaciółki od razu mocno ją przytuliłam czując jak samej do oczu napływają łzy i jednocześnie ja wściekłość na Lizzyego wzrasta do niewyobrażalnych granic
- Mel spróbuj się uspokoić a przynajmniej głęboko oddychać, bo zaraz coś ci się stanie… Oczywiście, że to nie twoja winna, że zaszłaś w ciążę i Izzy nie miał prawa ci tego zarzucić ani wyładowywać na tobie szoku związanego z informacją jaką mu przekazałaś… Rozumiem dlaczego chcesz odejść i wcale ci się nie dziwię, ale… masz pomysł co dalej?... - powiedziałam od razu na co mulatka pokręciła głową
- Szczerze mówiąc nie wiem… Boże nawet nie wiem czy urodzić dziecko i być samotną matką czy nie lepiej gdybym usunęła ciąże… Ale jedyne czego jestem pewna to tego, że nie dam rady pracować z Izzym ani nie chce go widzieć… -szepnęła mulatka, a ja znów ją przytulając pokiwałam głową
- Kochana spokojnie… Pewnie masz jeszcze chwilę na podjęcie tej ważnej decyzji, ale proszę cię naprawdę poważnie się zastanów byś potem nie żałowała tej decyzji i pamiętaj, że zawsze możesz na mnie i całą resztę liczyć, że nie będziesz sama, że zawsze będziesz mogła liczyć na naszą pomoc i też nie będziemy cię oceniać… Co do pracy to daj mi chwilę to postaram się coś wymyślić byś nie musiała odchodzić, dobrze?... A teraz weź głęboki oddech, zaraz przyniosę ci wodę byś się napiła, a potem zadzwonię do Jaya czy nie mógłby po nas już przyjechać… Nie patrz się tak na mnie, bo nie ma mowy byś jechała do jakiegoś hotelu, więc na razie zatrzymasz się u nas, a Jayowi po prostu powie się jedynie, że zerwałaś z Izzym i, że przez jakiś czas u nas pomieszkasz, dobrze? Powiesz mu tyle ile będziesz chciała, a ja nie powiem mu nic czego ty byś nie chciała, dobrze? - brunetka słysząc moje słowa skinęła głową, po czym przytuliła się do mnie
- Naprawdę bardzo ci dziękuję - cichy głos Mel sprawił, że mimowolnie lekko uśmiechnęłam się, starając się zdusić w sobie łzy i wściekłość na Izzyego, którego chyba zabije jak tylko go zobaczę
***
- Jay naprawdę nie jesteś zły za to, że bez konsultacji z tobą zaproponowałam Mel u nas nocleg? Ona naprawdę była w kiepskim stanie i po prostu nie mogłam inaczej... - Jay słysząc moje słowa uśmiechnął się kręcąc głową, po czym mnie pocałował
- Oczywiście, że nie jestem zły kochanie i uwierz mi, że naprawę dobrze zrobiłaś... Aczkolwiek może jak wiesz o co się pokłócili to mi powiesz bym mógł jakoś pogadać z Izzym i przemówić mu do rozumu, bo znając ich oboje to śmiem twierdzić a nawet postawić 100 dolarów na to, że to Lizzy narozrabiał… Tak czy siak musimy się zastanowić jak zatrzymać Mel u nas, bo nie wyobrażam sobie by miała odejść z wytwórni - lekko uśmiechając się do bruneta pokręciłam głową
- Jak Mel będzie chciała to sama ci powie co się stało pomiędzy nią a Izzym, a tak to jedynie co możemy zrobić to właśnie dać jej dach nad głowa i poczucie, że jesteśmy z nią, a rozmowę z Lizzym odpuść, bo nie wiem czy coś da i czy w ogóle jest sens rozmowy z nim… A co do pracy mulatki to mam już pewien pomysł, ale najpierw przegadam go z nią, a potem z wami, ok? - Jay słysząc moje słowa ciężko westchnął kręcąc głową
- Dobra to w takim razie skoro Melinda poszła się położyć, a ty siedzisz nad ulubioną papierkową robotą to ja pójdę zrobić kolacje, dobrze? - brunet widząc, że kiwam głową, podszedł do mnie dając szybkiego całusa, po czym poszedł do kuchni, a ja zakrywając twarz ciężko westchnęłam. Cholera strasznie współczuje mulatce i naprawdę mam wielką ochotę udusić Izzyego za to jak ją potraktował. Nie wiem czy jest w ogóle sens rozmowy z nim i próby wpłynięcia na niego by choć spróbował naprawić swój związek z nią, ale wiem, że na pewno nie zostawię jej tak samej.
- Ej co jest? - po krótkiej chwili wyczuwając coś dziwnego spojrzałam się na dół i od razu zamarłam widząc, że Rocky trzymał na moich nogach swoje łapki, którymi mnie głaskał sprawiając tym, że czułam dziwne uczucie drapania
- Tariq. Chodź tu na chwilę natychmiast - z trudem powstrzymując łzy patrzyłam się na patrzącego się na mnie zwierzaka nie mogąc uwierzyć, że znów zaczęłam czuć nogi
- Co się stało? Rocky musisz przeszkadzać swojej pani?... Jej, co się stało? - gdy tylko usłyszałam słowa Tariqa od razu pokręciłam głową
- Jay daj mi rękę… - ciemnooki nieco zmarszczył brwi, ale bez pytania podał mi rękę, którą położyłam na swojej nodze. Wyczuwając ciepło i nacisk dłoni ukochanego poczułam jak więcej łez wdziera się do moich oczu
- Jay... czuję to... Rozumiesz?... - brunet słysząc moje słowa szerzej uśmiechnął się i nic nie mówiąc po prostu mocno mnie przytulił, a ja mocniej się w niego wtulając wybuchnęłam płaczem
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę… Naprawdę wiedziałem, że właśnie się tak stanie… No już nie płacz kochanie… - nie mogąc przestać płakać uśmiechnęłam się kiwając głową, gdzie Jay także uśmiechając się miał w swoich łzy
- Ale to ze szczęścia Jay… Po prostu nie mogę uwierzyć, że to naprawdę się dzieje, że… że znów stanę na nogi - Tariq cicho się śmiejąc pokiwał głową, po czym pocałował mnie w głowę
- Wiem kochanie… Ale to się dzieje naprawdę i zobaczysz, że teraz naprawdę będzie już tylko lepiej… - rzucając uśmiech brunetowi znów mocno się do niego przytuliłam naprawdę coraz mocniej wierząc w to, że teraz jakoś wszystko powoli się ułoży
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz