wtorek, 1 lipca 2025

Rozdział 115

 Narracja Anastasii


Kilka miesięcy później


Słysząc ciche kwilenie od razu obudziłam się otwierając oczy i niemalże natychmiast wstałam podchodząc do łóżeczka, w którym była moja mała księżniczka 

- No witam moją małą księżniczkę… Wyspałaś się i nie dasz mamusi dłużej dziś pospać, co?... Chodź tu do mnie najpierw zmienimy ci pieluszkę, a potem cię nakarmię... - nie marnując ani sekundy wzięłam na ręce Dianę, po czym pocałowałam ją w głowę, a następnie delikatnie kołysząc ją położyłam na łóżku, co sprawiło, że od razu niezadowolona jęknęła, co sprawiło, że kąciki moich ust nieco uniosły się  

- No poczekaj chwilę kochanie… - wręcz z przyspieszeniem światła szybko położyłam ręcznik na prześcieradle a także inne potrzebne rzeczy, po czym szybko przewinęłam moją małą piękność, a następnie biorąc ją na ręce usiadłam na krześle i po krótkiej chwili zaczęłam karmić mój mały skarb. Nie powiem widok ssącej moją pierś Diany sprawiał, że nie mogłam powstrzymać unoszących się kącików ust. Chryste mam wrażenie jakbym to wczoraj dowiedziała się, że jestem w ciąży, a jednak dziś mogę tulić i całować swoją małą córeczkę, która ewidentnie rośnie na małą kopię swojego taty. Na samą myśl o Jayu mimowolnie kąciki moich ust szerzej uniosły się, gdzie od razu przed oczami stanął mi moment gdy brunet po raz pierwszy wziął na ręce naszą małą kruszynkę i ze łzami w oczach dziękował mi za nią i mówił jak bardzo nas kocha. 

- Dzień dobry kochana... Nie chcę przeszkadzać, ale pomyślałam, że może chciałabyś się napić herbaty... - gdy usłyszałam ciche pukanie spojrzałam się w stronę drzwi, które nieznacznie otworzyły się i gdy zobaczyłam Veronicę uśmiechnęłam się kiwając głową 

- Dziękuję Ver... Z przyjemnością się napije jak tylko ta mała piękność skończy jeść - Vera uśmiechając się do mnie usiadła obok mnie stawiając na stoliku nocnym kubek z herbatą

- Wiesz co jak już Diana zje to ja się nią zajmę, a ty kochana weź jeszcze się zdrzemnij… - słysząc troskę w głosie kobiety lekko uśmiechnęłam się kręcąc głową

- Nie Ver… Naprawdę ci dziękuję za twoją propozycję, ale dam sobie radę… Zresztą ja już i tak mam wielkie wyrzuty, że mała was budzi oraz, że będziecie się nią zajmować podczas wesela… - zaczęłam mówić, ale urwałam widząc jak blondynka gromi mnie wzrokiem kręcąc przy tym głową 

- Ale niby jakie wyrzuty, co? Kochana z Markiem nie jesteśmy aż tak starzy by zapomnieć jak to było gdy Kevin z Elsą byli niemowlakami, gdzie oboje jak widzisz mają twarde sny po swoim tacie, więc w tym się nie martw…. A co do wesela to już ci mówiliśmy, że razem z Mikem i Liz, oraz Zulfem i Evelyn ustaliśmy grafik pilnowania najmłodszych, a to dla nas będzie czysta przyjemność pilnować słodkich aniołków, więc naprawdę nie masz o co się martwić tylko musisz się cieszyć dzisiejszym dniem… O widzisz nawet Diana uważa, że mam rację… - powiedziała od razu Veronica, a ja nie mogąc powstrzymać unoszących się kącików ust spojrzałam się na moją córeczkę, która już nie jedząc rączką delikatnie klepała mnie po ręku,  przez co nachylając się pocałowałam swoją małą księżniczkę w czoło 

- To co księżniczko pójdziesz na chwilę do babci i dasz mamie jeszcze się zdrzemnąć? - widząc jak Diana uśmiechnęła podałam ją Verze, która kładąc sobie na ramię pieluchę wzięła ode mnie małą i nie powiem widząc jak blondynka uśmiecha się do Diany samej kąciki ust szerzej się uniosły jednocześnie odruchowo poprawiłam górną część piżamy

- Prześpij się kochana i naprawdę nie martw się o Dianę - Veronica nie dodając nic więcej posłała mi uśmiech, po czym ponownie wygodnie ułożyłam się w łóżku przymykając oczy. Boże to dziś  jest ten dzień. Właśnie dziś mam zostać żoną Jaya. Szczerze mówiąc choć nie mogę w to uwierzyć to jednak nie mogę się doczekać tej chwili gdy oficjalnie zostaniemy małżeństwem. To jest takie realne, ale prawda jest taka, że wyjdę za mąż za cudownego mężczyznę, którego kocham całym sercem i, któremu na każdym kroku zamierzam udowadniać to. 

***

- Boże, ale cudownie wyglądasz... Mój brat padnie jak cię zobaczyć... - słysząc słowa Yasmin szerzej się uśmiechnęłam czując jak moje serce z każdą chwilą bije coraz szybciej i nie wiem czy ze strachu by wszystko odbyło się bez przeszkód czy z ekscytacji 

- No bo Anna to przecież księżniczka... - niemalże natychmiast tak jak pozostali cicho się zaśmiałam pod wpływem słów mojej małej siostry, która szeroko uśmiechała się 

- Ależ oczywiście kochanie, że tak... Jesteś przepiękna kochanie i… nawet nie wiesz jak żałuję, że Diana nie może ciebie zobaczyć… Byłaby taka szczęśliwa i dumna… Ja jestem…- z trudem hamując wdzierające się do oczu łzy przytuliłam się do kończącego mówić tatę, który mocniej mnie obejmując pocałował mnie w głowę

- Mi też jej brakuje tato, ale… chce wierzyć, że przynajmniej z góry będzie na nas patrzyła… - szepnęłam od razu mając nadzieję, że faktycznie tak będzie 

- Dobra słuchajcie zaraz musimy się zbierać do kościoła, a jeszcze mamy coś dla naszej panny młodej… - gdy usłyszałam głos Belli od razu na nią pytająco spojrzałam, na co przyjaciółka szerzej uśmiechnęła się 

- Kochana mam tu dla ciebie coś starego… Ten welon, który dostałam od mamy Zulfa miałam na swoim ślubie i tak sobie pomyślałam, że może zechcesz go założyć… Oczywiście nie czuj się do niczego zobowiązana… - powiedziała mama Jaya, a ja spoglądając na nią uśmiechnęłam się kiwając głową 

- Ależ oczywiście, że z przyjemnością to założę… - nie tracąc ani sekundy przytuliłam się do kobiety, po czym wzięłam od niej welon znacząco spoglądając na Yas, która rozumiejąc mnie skinęła głową, a następnie wzięła od mnie welon zakładając mi go na głowę

- Kochana powinnaś jeszcze wiedzieć, że o ile dobrze pamiętam to zgodnie z starą tradycją idąc do swojego przyszłego męża powinnaś mieć twarz zasłoniętą woalką… Aha i nie bądź zdziwiona tym, że jak będziesz szła do ołtarza to, że Jay będzie stał tyłem i dopiero się odwróci jak już dojdziesz do ołtarza razem z swoim tatą - kiwając na słowa swojej przyszłej szwagierki pokiwałam głową 

- Ja mam coś pożyczonego, a mianowicie bransoletkę, którą dostałam od ciebie... - Bella uśmiechając się do mnie pokazała mi bransoletkę, a ja cicho się śmiejąc skinęłam głową i nie tracąc czasu podałam jej rękę, na którą założyła bransoletkę 

- A ja ma dla ciebie niebieski kwiatek do twojego bukieciku - rzuciła wesoło Elza, na co posyłając jej uśmiech biorąc od Yasmin mały bukiecik czerwono-herbacianych róż nachyliłam się nad swoją siostrą i gdy dałam jej całusa wystawiłam ku niej bukiet, na co ona delikatnie włożyła w niego niebieski kwiatek. 

- A ta mała piękność z Jayem mają dla ciebie kochana coś nowego... - słysząc głos Veronici spojrzałam się na nią, a ona szeroko uśmiechając się trzymała na rękach małą Dianę, gdzie trzymała małą za rączkę tak aby obie trzymały za sznurek małej torebki. Nie mogąc powstrzymać unoszących się kącików ust podałam Belli wiązankę, po czym podeszłam do Ver i całując w główkę swoją córeczkę wzięłam małą torebkę. Czując jak moje serce bije coraz szybciej zajrzałam do środka i po chwili wyjęłam z torebki kwadratowe pudełeczko i liścik

- Moje kochanie. W tym wyjątkowym dla nas dniu chciałbym razem z naszą małą księżniczką coś ci dać, a raczej coś ci zwrócić. Nie wiem jak ty, ale choć minęło już tyle lat to dokładnie pamiętam nasze pierwsze spotkanie, które odmieniło moje życie i, którego dokładnie dziś jest rocznica. Nie wiem czy pamiętasz, ale zgubiłaś wtedy swój srebrny kolczyk. Chciałem ci go oddać osobiście, ale nie mogłem ciebie znaleźć i sam nie wiedząc dlaczego nie oddałem go twojemu tacie. Od tamte pory ta mała błyskotka była moim talizmanem, który zawsze trzymałem przy sobie i dodawał mi sił gdy straciłem wiarę w to co robię. Teraz postanowiłem zwrócić ci kolczyk, ale nie wiedząc czy nadal masz drugi poprosiłem swoją kuzynkę by o ile mogła zrobiła drugi dokładnie taki sam lub jak najbardziej podobny. Efekt mnie powalił. Może i nie są idealnie takie same, ale razem stanowią już piękność całość. Tak samo jest z nami. Jesteśmy idealnie nieidealni, ale razem tworzymy jedność i tylko razem jesteśmy silniejsi. Wiesz moja księżniczko jestem przekonany, że właśnie tak to wszystko miało się potoczyć między nami. Mieliśmy przejść długą i krętą drogę by dojść do siebie, a dziś te dwie drogi nie rozerwanie połączą się ze sobą w jedno. Czego nie mogę już się doczekać. 

Kocham cię Anastasio i w pudełku znajdziesz odwzorowanie mojego i Diany serca byś zawsze miała nas przy sobie i pamiętała, że kochamy cię - czytając list czułam jak z każdym słowem do moich oczy napływa coraz więcej łez, które pod koniec ciurkiem spadały po moich policzkach. Starając się głęboko oddychać by uspokoić nerwy powoli otworzyłam pudełko i zamarłam widząc biżuterię. Cholera myślałam, że straciłam ten kolczyk bezpowrotnie, a ten brunecik nie dość, e cały czas miał go przy sobie to specjalne dla mnie poprosił o stworzenie drugiego do pary. Nie mogąc przestać płakać lekko drżącą ręką sięgnęłam po srebrne serce i nie powiem widząc wygrawerowaną na nim róże szerzej się uśmiechnęłam. Widząc, że zawieszka się otwiera nie marnując ani sekundy otworzyłam ją i od razu zobaczyłam że w środku było małe zdjęcie Jaya i naszej malej kruszynki. 

- Czy... Mogłybyście mi... - z trudem panujące nad głosem zerknęłam na przyjaciółki, które uśmiechając się pokiwały głowami rozumiejąc doskonale o co mi chodzi, po czym pomogły mi zmienić kolczyki i dołożyć do naszyjnika z różą idealnie panujące do niego zawieszką z sercem.

- Kochana ja wiem, że to trudne, ale postaraj już się nie płakać, dobrze? Później będziesz mogła, lecz teraz proszę cię nie zmarnuj mojej pracy, bo przecież nie chcemy by Jay uciekł z krzykiem gdyby zobaczył cię z rozmazanym makijażem - słowa Yasmin sprawiły. że cicho się zaśmiałam delikatnie ocierając policzki, by nie zniszczyć makijażu zrobionego przez nią

- Tylko wiesz... To wina twego brata, ale... kocham go najmocniej na świecie... - szepnęłam na co moja przyszła szwagierka cicho się zaśmiała przytulając mnie do siebie

- Kochanie, ja wiem, że mówi się, że jak kocha to poczeka, ale chyba nie chcesz, żeby twój książę czekał długo... - gdy tylko usłyszałam głos taty spojrzałam się na niego i lekko uśmiechając pokiwałam głową, na co mój tata również uśmiechając się pocałował mnie w czoło

- Ver tu jest torba z rzeczami dla Diany. Wydaje mi się, że... - za znając mówiąc spojrzałam się na kobietę, która posyłając mi uśmiech pokręciła głową 

- Dam sobie radę kochana... Jestem przekonana, że wszystko tam włożyłaś, a jakby czego zabrakło to podjedziemy do całodobowego marketu... Prawda kochanie? - przerwała mi natychmiast Veronica spoglądając na koniec na trzymaną na rękach moją córeczkę, która jakby chciała potwierdzić słowa babci uśmiechnęła się kiwając głową, co sprawiło, że mimowolnie cicho się zaśmiałam 

- To co kochana idziemy? - spytał się po krótkiej chwili tata, a ja biorąc głęboki oddech pokiwałam głową, po czym wyszłam z pokoju kierując się w stronę wyjścia z domu. Kiedy po dłuższej chwili wyszłam z budynku od razu zamarłam widząc przed blokiem dwie odświętnie przystrojone czarne limuzyny przy których stał Ian z Matteo, gdzie jeden drugiemu poprawiał krawat, ale gdy tylko nas dostrzegli odsuwając się od siebie szeroko uśmiechnęli się

- Myślałam, że spotkamy się dopiero w kościele…. - przyjaciele cicho się śmiejąc podeszli do mnie całując na przywitanie w policzek 

- No widzisz kochana postanowiliśmy, że zawieziemy ciebie i pozostałych do kościoła - powiedział od razu Ian, a ja uśmiechając się do niego pokiwałam głową

- Dokładnie kochana… A tak po za tym to przepięknie wyglądasz… Jay padnie jak cię zobaczy... - dopowiedział Matteo, na co cicho się zaśmiałam 

- Dobra kochani nie traćmy czasu tylko siadajmy... Ja zapraszam do siebie pannę młodą z jej rodzinką i małą księżniczką na czele, a reszta jedzie z Mattim - rzucił natychmiast Ian, a ja pokiwałam głową, po czym pokierowałam się za przyjacielem i już po krótkiej chwili zaczęliśmy jechać do kościoła. Nie powiem z każdą mijającą sekundą czułam jak moje serce bije coraz szybciej. Starając jakoś opanować nerwy spojrzałam się na będącą w nosidełku Dianę i widząc jak uśmiechnięta bawiła się swoją ukochaną maskotką samej kąciki ust uniosły się i nie tracąc czasu wzięłam rączkę małej i zaczęłam tak nią delikatnie poruszać, że wydawało się, że trzymana laleczka właśnie tańczy, co sprawiło, że mała Diana zaczęła cicho się śmiać

- Jak tam kochana? Zdenerwowana? - słysząc głos Iana spojrzałam się na niego i ciężko westchnęłam 

- Szczerze? Chyba z każdą minutą coraz bardziej… - powiedziałam od razu na co przyjaciel z Veronicą cicho się zaśmiali 

- Wiesz jakby co to mogę jeszcze zawrócić… - rzucił przyjaciel, na co od razu spiorunowałam go wzrokiem, a on dostrzegając to zaśmiał się

- Wiesz obawiam się, że jak już to Jay prędzej ucieknie sprzed ołtarza niż ja… - rzuciłam, na co brunet ciężko westchnął 

- Spróbowałby tylko/No bardzo śmieszne… - słysząc jednocześnie głos taty i Iana mimowolnie cicho się zaśmiałam kręcąc głową 

- Oboje tak się kochacie, że na szczęście nie będzie dziś żadnego uciekania kochana... - powiedziała Veronica, a ja spoglądając na nią posłałam jej uśmiech 

- Dokładnie kochana. Żarty żartami, ale nie masz czego się denerwować, bo wszystko będzie cudownie... - słowa Iana sprawiły, że szerszej uśmiechnęłam się 

- No dobra a teraz coś dla uspokojenia nerwów... - Ian nie dodając nic więcej puścił muzykę, a ja słysząc piosenkę Julie, u ciekającej pannie młodej, którą napisała po tym gdy sama uciekła sprzed ołtarza od niewiernego narzeczonego 

- Ian proszę cię - słysząc głos taty cicho się zaśmiałam i spoglądając na Dianę zaczęłam cicho śpiewać co sprawiło, że mała zaczęła się śmiać i szeroko uśmiechać 

- No dobra moi mil… Jesteśmy już na miejscu… - gdy po dłuższej chwili auto się zatrzymało spojrzałam się widok za szybą i widząc kościół poczułam jak moje serce zaczęło szybciej bić. Powoli wychodząc z auta odruchowo spojrzałam się na niebo i widząc słońce mimowolnie szerzej uśmiechnęłam się ciesząc się, że po wczorajszej pochmurnej pogodzie nie ma już śladu

- Dobra to my wejdziemy już środka i damy znać, że możemy zaczynać - rzucił pojawiający się obok mnie Matteo i nie dodają nic więcej pocałował mnie w policzek, po czym poszedł z innymi w stronę kościoła, a ja biorąc uspokajający wdech spojrzałam się na tatę, który uśmiechając się podszedł do mnie całując w czoło 

- Nawet nie wiesz córeczko jak bardzo cię kocham i jak bardzo się cieszę, że jesteś z Jayem... - słowa taty sprawiły, że mimowolnie kąciki moich ust szerzej uniosły się

- Ja ciebie też tato bardzo kocham i uwierz mi, że nadal nie wierzę, że po tym wszystkim, ty z Verą i Jay… - tata słysząc moje słowa od razu pokręcił glową i przerywając mi położył palec do moich ust 

- Kochanie nie wspominajmy już tego dobrze? Teraz liczy się to, że za moment rozpoczniesz nowy rozdział życia z wspaniałym mężczyzną… - nie tracąc ani sekundy po prostu przytuliłam się do taty czując jak do moich oczy napływają łzy

- Hej. Jeśli jesteś już gotowa to możemy zaczynać… - słysząc głos Belli od razu odsuwając się od ojca spojrzałam się na nią i uśmiechając się do niej pokiwałam głową, po czym przyjmując rękę taty idąc pod rękę zaczęliśmy iść w stronę wejścia do kościoła. Gdy tylko przekroczyliśmy próg świątyni moje serce odruchowo zaczęło szybciej bić gdy skierowałam wzrok na sam przód dostrzegając stojącego tyłem Jaya i Kamrana, który szeroko uśmiechając się coś mówił do Jaya. Nie minęło dużo czasu jak usłyszeliśmy organy odruchowo wzięłam głęboki oddech patrząc jak Elsa rzucając mi szybki uśmiech zaczęła iść zaczynając sypać kwiatki, a zaraz za nią zaczęła iść Bell. Czując jak moje znów zaczyna szybciej bić ponownie wzięłam głęboki oddech by nieco uspokoić się. Tata posyłając mi czuło-pocieszający uśmiech pocałował mnie w czoło, po czym delikatnie opuścił woalkę na moją twarz. Gdy tylko usłyszałam marsz weselny. Ponownie wzięłam głęboki oddech i zerkając na podącego mi ramie tatę skinęłam głową, po czym oboje zaczęliśmy iść w stronę ołtarza. Pomimo, że czułam na sobie spojrzenia wszystkich osób patrzyłam się na Jaya, który tak jak Yas mówiła stał tyłem, ale i tak zauważyłam, że w barkach był napięty jakby tak samo jak ja się denerwował. W momencie gdy doszliśmy z tatą do ołtarza ten lekko ścisnął mnie za rękę, po czym delikatne poklepał Tariqa po ramieniu, przez co ten powoli odwrócił się i od razu jak na mnie spojrzał uśmiechnął się promiennie by zaraz potem spojrzeć na mojego ojca

- Powierzam ci mój skarb Jay... Dbaj o nią, dobrze?... - nie powiem trudem powstrzymałam cichy śmiech słysząc poważny ton głosu mojego taty, który podał moją rękę brunetowi, który uśmiechając się pokiwał głową 

- Obiecuję ci, że tak będzie - odpowiedział ciemnooki kładąc rękę na ramieniu ojca jak nie mam lekko go ścisnął by zapewne przypieczętować tą obietnicę. W momencie gdy usłyszeliśmy ciche chrząknięcie Jay odsunął się od mojego ojca, który rzucając mi uśmiech odszedł, a ja odruchowo od razu spojrzałam się na Tariqa, który uśmiechając się do mnie promienno-uwodzicielsko delikatnie odsunął zakrywającą moją twarz woalkę, po czym ponownie biorąc mnie za rękę lekko ją ścisnął, a ja oddając mu uścisk wzięłam głęboki oddech starając się skupić na słowach zaczynającego ceremonię księdza. 


***


- Ja Tariq biorę sobie ciebie Anastasio za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską… oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci… Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci – powiedział za księdzem uśmiechnięty brunecik nie potrafiąc pozbyć się lekkiego drżącego głosu oraz łez, które pojawiły się w jego przepięknych czekoladowych oczach, w które byłam zapatrzona.


- Ja Anastasia biorę sobie ciebie Tariqu za męża… i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską… oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi… dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci – powtórzyłam za kapłanem nie udolnie próbując panować nad głosem, który drżał mi niemiłosiernie, przy czym mimowolnie mi również do oczu podeszły łzy, które cichutko spłynęły po moich policzkach jednocześnie na mojej buzi z każdym wypowiedzianym słowem pojawiał się coraz większy uśmiech



- Anastasio przyjmij tę obrączkę… jako znak mojej miłości i wierności,…w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – gdy nadszedł odpowiedni moment uśmiechnięty ciemnooki mówiąc drżącym głosem za księdzem lekko trzęsącymi się dłońmi nałożył na mój serdeczny palec złotą obrączkę, a ja nie odwracając od niego wzroku widziałam, że znów w jego przepięknych oczach zabłyszczały łzy.


- Tariqu… przyjmij tę obrączkę jako znak… mojej miłości i wierności,… w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – powoli uśmiechnięta powtarzałam za kapłanem nawet już nie próbując walczyć ze łzami oraz drżącym głosem i lekko trzęsącymi się rękami przy zakładaniu na serdeczny palec ukochanego złotej obrączki, przy czym widziałam, że kąciki jego ust ani na moment nie opadły, tylko uniosły się ku górze ukazując mi przy tym promienny uśmiech



- Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte ja powagą Kościoła Katolickiego potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. Możesz pocałować pannę młodą – powiedział ksiądz, a ja czując jak moje serce machinalnie zaczęło szybciej bić odwróciłam się w stronę Jaya i nie czekając długo powoli przybliżaliśmy się do siebie by po krótkiej chwili nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku przelewając w nim wszystkie emocje i uczucia.


***


- Nie wiem czy ci już o tym mówiłem, ale przepięknie wyglądasz i bardzo cię kocham moja żono - słysząc w uchu cichy szept mojego męża mimowolnie kąciki moich ust jeszcze szerzej się uniosły i nie tracąc ani sekundy delikatnie musnęłam jego słodkie wargi, na co ten o ile to było jeszcze możliwe bardziej mnie do siebie przyciągnął oddając pocałunek z większą namiętnością 

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo ja cię kocham - szepnęłam nie odrywając wzroku od ukochanego, który promienno-uwodzicielsko uśmiechnął się do mnie przesuwając rękę na miejsce blizny po postrzale, co wywołało u mnie delikatne dreszcze 

- Oj doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ale i tak ja bardziej kocham ciebie i naszą małą księżniczkę - odruchowo przekręcając oczami nie mogąc przestać się uśmiechać znów położyłam głowę na ramieniu bruneta dają mu się prowadzić w takt muzyki

- Co jest? - słysząc cichy śmiech ukochanego zerknęłam na niego pytająco na ukochanego, który cicho się śmiejąc pocałował mnie w głowę

- Właśnie zdałem sobie sprawę, że od dziś oficjalnie do wieloletniego przyjaciela mogę mówić tato… - słowa bruneta sprawiły, że mimowolnie także prychnęłam śmiechem  

- A myślałam, że się dogadaliście się w tej sprawie… - nim Tariq zdążył coś powiedzieć usłyszeliśmy ciche chrząknięcie odsunęłam się od bruneta i widząc  Dona Francesso  uśmiechnęłam się do niego 

- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale chciałem się z wami pożegnać i dać wam osobiście prezent - powiedział Włoch, a ja nie mogąc powstrzymać uśmiechu podeszłam do niego przytulając się 

- Szkoda, że już idziesz i naprawdę nie musiałeś nic nam kupować, bo wystarczy, że dostałam już od ciebie samolot… - mówiąc nie oderwałam wzroku od Dona, który piorunując mnie wzrokiem pokręcił głową, co sprawiło, że cicho się zaśmiałam 

- Udam kochana, że nie słyszałem twoich ostatnich sów… No a teraz pozwólcie to pójdziemy w bardziej ustrojone miejsce - ledwo powstrzymując cichu śmiech pokiwałam głową, po czym poszliśmy za Włoskim przyjacielem na korytarz i nie powiem widząc Matteo, Domenica i Massima pytająco spojrzałam się na tego pierwszego, na co on tylko przekręcił oczami jakby dając mi tym do zrozumienia, żebym lepiej nic nie mówiła

- Kochani jeszcze raz bardzo wam gratulujemy i wierzymy, że ciemne chmury macie już za sobą, a jak jednak znów się pojawią to jesteśmy pewni, że bardzo szybko pojawi się słońce... Proszę przyjmijcie od całej naszej La Familia ten skromny prezent... - choć na początku miałam szeroki uśmiech to potem gdy Massimo podał swemu tacie jakąś kopertę, którą ten podał mi, przez co marszcząc brwi niepewnie ją wzięłam czując w kościach,, że to co w niej znajdę na pewno nie będzie skromne ani małe. Nie tracąc ani sekundy otworzyłam kopertę wyjmując z niej jakieś papiery i od razu czytając pierwsze zdanie zamarłam nie wierząc w to co przeczytałam. Szokowana spojrzałam się na Jaya, który też szokowany pokręcił głową

- Chyba sobie jakieś jaja robicie? … Donie naprawdę bardzo dziękujemy za ten jednak wcale nie skromny i mały prezent, ale nie ma opcji byśmy od was przyjęli mieszkanie na Sycylii… - rzuciłam patrząc się na Dona, który uśmiechając się pokręcił głową

- Kochana dobrze wiesz, że dla mnie to naprawdę kropla w morzu tego co mogę dać... To jest tylko taka moja wersja podziękowania za to co zrobiłaś dla tych dwóch moich kochanych chłopców, bo słyszałem to i owo o tym kto tu pomógł w połączeniu ich... A tak po za tym to delikatnie przypomnieć, że mam z twoim mężem pewne interesy, więc sama rozumiesz... - choć na początku miałam uśmiech na samo wspomnienie tego jak po wielu godzinach namówiłam Mattiego by umówił się na pierwszą randkę z Domeniciem to zaraz potem spiorunowałam wzrokiem kończącego mówić Dona 

- To jest już szantaż mój drogi - starszy Włoch słysząc moje słowa cicho się zaśmiał wzruszając ramionami, a gdy zerknęłam na Jaya ten cicho westchnął kręcąc bezradnie głową 

- Uwierz mi kochana, że to nie szantaż a realna groźba... A tak po za tym to tak wspomnę, że oprócz nieziemskich widoków będziecie mieli fajnych sąsiadów... - rzucił Domenico puszczając mi na koniec oko, przez co lekko się uśmiechając pokręciłam głową

- Donie Francesso naprawdę bardzo dziękujemy za ten prezent... Można by powiedzieć, że kwestie podróży poślubnej mamy już ustaloną - nie mogąc wytrzymać cichego śmiechu przytuliłam się do ukochanego, który delikatniej musnął moje usta, po czym oboje podeszliśmy do przyjaciół i przytulając się do nich dziękując im za prezent 

- Dobra to pójdę to zanieść do pokoju by nie zgubiło się i przy okazji sprawdzę co u naszej małej księżniczki - Tariq nie dodając nic więcej pocałował mnie, po czym szybko poszedł

- To może ja skorzystam z okazji tego zazdrośnika i zaproszę cię do jeszcze jednego tańca - słysząc głos Massima podającego mi rękę wzięłam ją cicho się śmiejąc na samo wspomnienie jak Włoch po raz pierwszy poprosił mnie do tańca 

- Stary ty sobie ewidentnie grabisz... Ale z drugiej strony co to za wesele bez awantury... - rzucił Domennico, a ja kręcąc głową cicho się zaśmiałam 

- Wiesz może i nie wiemy czy akurat wesele skończy się awanturą, ale na pewno kończy się czymś innym - słysząc słowa Mattiego spojrzałam się na niego i widząc jak głową wskazuje na wyjście na taras zerknęłam w tamtym kierunku i widząc jak przed Melindą klęczy Izzy uśmiechnęłam się domyślając się co to może oznaczać, a w momencie gdy mulatka piszcząc rzuciła się w jego ramiona kąciki moich ust szerzej się uniosły na samą myśl jak bardzo są teraz szczęśliwi.


***


- Ej zwariowałeś? - nim zdążyłam przekroczyć próg hotelowego pokoju Jay praktycznie natychmiast wziął mnie na ręce wnosząc do pomieszczenia

- A żebyś wiedziała, że zwariowałem na twoim punkcie - nie mogąc się nie zaśmiać pod wpływem słów Jaya, który mnie postawił na ziemi owinęłam ręce wokół jego szyi i nie tracąc ani sekundy musnęłam słodkie usta ukochanego, który od razu zaczął oddawać pocałunek z większą namiętnością, lecz po krótkiej chwili odsuwając się nieznacznie szybkim ruchem obrócił mnie tak, że stałam do niego tyłem 

- I zamierzam ci zaraz pokazać jak bardzo szaleje za tobą - słysząc szept ukochanego oraz jego usta na swoim karku poczułam jak przed moje ciało przechodzi gorący dreszcz, który wzmocnił się pod wpływem wyczucia, że Jay całując mnie w kark powoli nie odrywając swoich ust od mojego ciała zaczął schodzić w dół jednocześnie jednym ruchem rozsunął suwak sukienki. Kiedy tylko suknia bezładnie opadła na ziemię nie czekając długo odwróciłam się wbijając się namiętnie w usta ciemnookiego, równocześnie powoli zdjęłam z niego marynarkę i koszule rzucając je na krzesło, po czym nie odrywając się od niego zajęłam odpinać jego spodnie, które po krótkiej chwili opadły na podłogę. Ciemnooki nie marnując czasu lekko popchnął mnie w stronę łóżka, po czym zdjął moje buty rzucając je niedbale gdzieś w kąt, a kiedy zdjął swoje wraz spodniami położył się na mnie wbijając się namiętnie w moje usta jednocześnie szybko rozpiął górną część bielizny, która po krótkiej chwili wylądowała  na podłodze. Gdy tylko poczułam schodzące coraz niżej słodkie usta brunecika oraz świdrujące jego ręce po moim ciele przymknęłam oczy cicho jęcząc oddając się tej przyjemności. Jego muśnięcia warg czy dotyk były coraz bardziej zachłanniejsze, co powodowało, że z każdą sekundą chciałam więcej. Po kilkunastu minutach kiedy czekoladowooki zaraz po wyrzuceniu moich pończoch gdzieś w kąt podciągnął się całując mnie namiętnie w usta, a ja nie czekając długo nie odsuwając się od niego przewróciłam nas tak, że teraz to ja byłam na górze i niemal natychmiast zaczęłam schodzić z pocałunkami na jego klatkę piersiową rękami drażniąc jego sutki. Z każdą sekundą wraz powolnym kierowaniem się z pocałunkami coraz niżej ciche pojękiwania Jaya stawały się coraz częstsze, co powodowało, że z większą zachłannością całowałam jego dobrze umięśniony brzuch jednocześnie ręką delikatnie przez materiał jego dolnej bielizny masowałam jego męskość. Słysząc coraz głośniejsze jęki Jaya nie marnując ani sekundy przy jego małej pomocy zdjęłam bokserki rzucając je gdzieś na podłogę, po czym niemal natychmiast wzięłam do ręki jego dumę, na której zaczęłam składać niewinne pocałunki, by po krótkiej chwili włożyć ją do swoich ust zaczynając ją ssać oraz lekko kąsać na zmianę. Rozchodzące się coraz głośniejsze jęczenia Tariqa dowodziły, że z każdą sekundą doprowadzam go na skraj ekstazy. Po krótkiej chwili brunet pociągnął mnie lekko w swoją stronę, wręcz z prędkością światła od razu odkręcając nas tak, że leżałam pod nim i nie czekając wbił się w moje usta by praktycznie natychmiast schodzić z swoimi pocałunkami coraz niżej delikatnie palcami drażniąc moje sutki. Z każdą sekundą z mojego gardła wydobywało się coraz więcej głośnych jęków, które jak wiedziałam nakręcały go do dalszego działania. Nie minęło dużo czasu jak poczułam jego usta na swoim brzuchu jednocześnie jego ręce pozbywały się zbędnej dolnej części mojej bielizny. Czując jego wargi na mojej kobiecości lekko zadrżałam nie mogąc powstrzymać głośnego jęku przeradzającego się w krzyk błogości oraz pozwalając by huragan rozkoszy rozlał się po moim ciele docierając do każdej komórki mojego ciała, przy czym wraz zachłanniejszymi ruchami jego ust byłam na skraju tej pohamowanej przyjemności, którą chciałam czuć jak najdłużej. Po dłuższej chwili ciemnooki biorąc mnie za rękę splatając je ze sobą pociągnął się do przodu, po czym wbijając się namiętnie w moje usta delikatnie i gwałtownie wszedł we mnie cały co spowodowało ściskając jego rękę wygięłam się lekko w łuk jednocześnie czując jego przyspieszające ruchy oddając się w pełni jemu oraz błogości całowałam go z większą namiętnością wolną ręką błądząc po jego plecach. Z każdą seundą miałam wrażenie, że buzująca w nas rozkosz dosłownie rozrywała nasze złączone w jedno ciała jak nigdy wcześniej a wewnętrzne emocje spotęgowały się działając na nas z większą mocą, gdzie nawet i tak tłumione pocałunkami nasze jęki tworzyły jeden wspólny krzyk przyjemności, miłości, który był wręcz muzyką dla naszych uszu. W odpowiednim momencie nasze idealnie zsynchronizowane ciała równocześnie doszły dopełniając tą jedną wielką rozkosz.

- Kocham cię… moja żono – wyszeptał zdyszany Jay uśmiechnięty opadając na łóżko, a ja również próbując złapać oddech spojrzałam się na niego i widząc jego błyszczące się czekoladowe oczy emanujące szczęściem oraz miłością kąciki moich ust powędrowały ku górze jednocześnie mocno przytuliłam się do niego.

- Kocham cię mój mężu – wyszeptałam niemalże od razu, po czym delikatnie kładąc się na nim wbiłam się w jego usta, na co brunet od razu zaczął oddawać pocałunek z większą namiętnością.


Narracja Jaya

Kilkanaście lat później 


Wystawiając twarz ku Sycylijskiemu słońcu wsłuchiwałem się szum morza, który w połączeniu z śmiechem dzieci tworzył idealną symfonie, dzięki której coraz szerzej uśmiechałem się. Otwierając po krótkiej chwili oczy spojrzałem się na stojącego bokiem mojego blondwłosego anioła, który wystawiając twarz ku słońcu masowała swój zaokrąglony brzuch oraz na nasze dzieci, które biegały wokół niej radośnie się śmiejąc i niemalże natychmiast kąciki moich ust szerzej uniosły się. W życiu nie czułem się bardziej szczęśliwy jak właśnie teraz, przy Anastasi i dzięki niej. Powoli wstając zacząłem iść w ich kierunku nie mogąc nadziwić się, że pomimo krętej drogi jesteśmy ze sobą i z każdym dniem kochamy się coraz mocniej. Nie tracąc ani sekundy objąłem blondynkę w pasie całując w policzek, na co ona zamruczała jeszcze bardziej się mnie przytulając. 

- Nie wiem czy dziś już ci to mówiłem, ale bardzo cię kocham…  szepnąłem wprost do ucha ukochanej, która odwróciła się do mnie i owijając ręce wokół mojej szyj delikatnie musnęła moje usta, na co od razu zacząłem oddawać pocałunek z większą namiętnością. 

- Fuj… - słysząc pisk dzieci od razu się na nie spojrzałem cicho się śmiejąc 

- Poczekamy kochani jak będziecie duzi… - powiedziała wyraźnie również rozbawiona Anastasia, na co objąłem ją ramieniem z uśmiechem patrząc jak Greorg wrócił do robienia swojego zamku, a Diana patrząc się na nas pokręciła głową

- Ale ja nie cce być duzia… cce już zawsze byc księżniczką tatusia i z wami mieszkać - powiedziała od razu Diana na co od razu się zaśmiałem i kucając przy niej pocałowałem ją w 

- Kochanie już zawsze będziesz moją małą księżniczką i to nawet gdy będziesz miała męża… A teraz kochanie idź pomóż bratu w robieniu zamku - powiedziałem od razu, na co mała z lekko kwaszoną miną poszła do swojego młodszego brata

- Boże nawet nie chce myśleć co będzie jak bliźniaki się urodzą… Może i zwariujemy, ale nic bym nie zmieniła… Jestem tak szczęśliwa, że nie przypuszczałam, że tak można… - nie mogąc przestać się uśmiechać ponownie objąłem blondynkę całując ją w głowę

- La mia principessa guerriera…  Jest tak jak powinno być… Po prostu musieliśmy przejść nieco wyboistą drogę do tego wszystkiego... I uwierz mi, że też nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy jak teraz... Wiesz mój aniele choć nie mogę obiecać, że nadal tak będzie to jednak możesz być pewna, że nigdy nie przestanę cię kochać i, że zawsze będę robił wszystko aby tak już było... - Anastasia słysząc moje słowa promiennie uśmiechnęła się, po czym znów musnęła moje usta, a ja wręcz mechanicznie zacząłem oddawać pocałunek z większą namiętnością czując w kościach, że tak właśnie będzie, że już zawsze będziemy szczęśliwi, a nasza miłość z każdym dniem będzie tylko wzrastała w sile.

1 komentarz:

Tyśka pisze...

Dzień dobry dzień dobry :)

Swój komentarz dodałam na końcu, ale przeczytałam to opowiadanie już gdy praktycznie było opublikowane w całości i co tutaj się podziało przez te 115 części - tak naprawdę to pomimo, że losy dwojga głównych bohaterów wysuwały się na pierwszy plan to to opowiadanie zawiera w sobie historię wielu postaci. W tym opowiadaniu jest wszystko: z jednej strony radość, szczęście, śmiech, narodziny, miłość, przyjaźń, a z drugiej ból, łzy, strata, walka z chorobą, śmierć, w pewnym sensie zdrada, rozczarowanie, ale też przebaczenie, wyjaśnienie i walka o to co w życiu najcenniejsze. Bohaterów spotkały duże wyzwania - zarówno szczęśliwe momenty, jak i wydarzenia tragiczne, ale jak pokazują ich losy - to ich nie złamało, siła dobrych uczuć okazała się silniejsza.

Poruszasz wiele ważnych życiowo problemów - co jest bardzo ważne i czyni opowiadanie jeszcze bardziej realistycznym, ponieważ z tym wszystkim można spotkać się na każdym kroku, każdego dnia - brak akceptacji, brak czasu, niepełnosprawność - to wszystko są składowe otaczającego świata.

Opowiadanie bardzo wciąga i ciężko się od niego oderwać i mimo, że szkoda, że dobiegło końca, tak ostatni rozdział jest pięknym zwieńczeniem całej historii :)

Pozdrowienia :)