Narracja Melindy
Z trudem powstrzymując łzy patrzyłam się na zdjęcie mojego małego synka nie mogąc uwierzyć, że naprawdę zostałam mamą. To jest takie nierealne, ale bardzo się cieszę, że mam go już przy sobie. Czując ukucie w klatce piersiowej i kolejne napływające do oczu łzy od razu przymknęłam oczy starając się głęboko oddychać. Szkoda tylko, że ta radość musi mieszać się z strachem o jego życie i falą emocji związanych z Izzym. Dlaczego tu musi być takie trudne i bolesne? Cholera jasna by to wszystko wzięła. Prawda jest taka, że kocham tego palanta, ale nie wiem czy po tym wszystkim dam radę na nowo mu zaufać i dać nam kolejną szansę. Tak bardzo bym tego chciała, ale co jeśli on udaje specjalnie dla mnie i robi coś czego tak naprawdę nie chce? A co jeśli dam mu szansę i nic się nie zmieni między nami? Słysząc swoje myśli otworzyłam oczy i ocierając mokre od łez policzki pokręciłam głową by wyrzucić z niej wszelkie myśli. Teraz przede wszystkim musze myśleć o moim synku, o jego zdrowiu i o tym co dla niego będzie dobre nawet jeśli to by oznaczało nasz wyjazd na drugi koniec kraju lub na inny kontynent.
- Cześć kochana/Cześć Mel - słysząc znajome głosy spojrzałam się w tamtym kierunku i widząc Richiego oraz Anastasię mimowolnie lekko uśmiechnęłam się do nich
- Cześć kochani. Co tam macie dobrego dla mnie? - zaczynając mówić nieco uniosłam się spoglądając na siatkę, którą trzymała Anastasia
- Przyniosłam ci coś dobrego na śniadanie, a także owoce i soki… A tu masz torbę z swoimi rzeczami… - Ana nie dodając nic więcej spojrzała się na Richiego, który szeroko uśmiechając się skinął głową wyjmując za siebie dużego miśka i małe pudełeczko
- A ja mam coś dla twojego synka od nas wszystkich kochana…. Wszyscy chcieli od razu przyjść, ale delikatnie zasugerowałem aby zrobili to od jutra i po kolei a nie wszyscy razem… Powiedz lepiej jak się czujesz i czy potrzebujesz coś jeszcze - nie powiem widząc słodkiego miśka i prześliczne małe niebieskie buciki szerzej się uśmiechnęłam
- Jezu jakie śliczne…Naprawdę bardzo wam dziękuję… Jestem pewna, że małemu też się spodobają… A co do tego jak się czuję i co jeszcze potrzebuję to czuję się w miarę dobrze to znaczy leki przeciwbólowe jeszcze działają, a potrzebuje jedynie zobaczyć wreszcie na żywo mojego synka i usłyszeć od lekarzy, że wszystko jest z nim w porządku… - powiedziałam patrząc się na przyjaciół, którzy pokiwali głowami, a blondynka dodatkowo chwyciła mnie za rękę lekko ją ściskając
- Zaraz przyjdzie twój lekarz i po zbadaniu cię powie ci czy będziesz mogła już wstawać, ale mogę ci powiedzieć, że mały spokojnie przespał noc, a to dobrze wróży na najbliższe dni - słysząc ostatnie słowa blondyna mimowolnie szerzej uśmiechnęłam się czując ulgę, że mój mały synek żyje i walczy
- Cześć… Nie bój się przyszedłem na chwilę… Chciałem ci powiedzieć, że… nie chce walczyć z tobą w sądzie o dziecko ani nie chce tracić z wami kontaktu… Rozumiem dlaczego nie chcesz dać mi szansy i pomimo tego, że kocham ciebie i naszego synka najmocniej na świecie to jednak zależy mi na waszym szczęściu i z tego względu… Odsunę się od was, tzn. nie będę już się tobie narzucał, będę dla ciebie i małego zwykłym znajomym, ale za to po cichu będę płacił ci alimenty, opłacał lekarzy i edukację, małego, a ty za to nigdzie nie wyjedziesz na stałe gdzieś daleko… Uwierz mi, że za to co zrobiłem nie będzie dla mnie lepszej kary niż powolne umieranie patrząc na to jak układasz sobie życie i jesteś szczęśliwa oraz patrząc na twojego syna z myślą, że nigdy nie powie do mnie tato… Proszę cię zastanów się nad tym, bo nie chce walczyć z tobą o naszego małego wojownika jakby to była rzez, ja po prostu chce waszego szczęścia nawet za cenę życia z boku, ale jeśli nie zgodzisz to ja jestem w stanie zaryzykować i walczyć w sądzie o jakikolwiek kontakt z naszym synkiem... Proszę cię zastanów się na spokojnie i daj mi znać jak się zdecydujesz... Cześć - Izzy nie dodając nic więcej po prostu wyszedł, a ja nie mogąc powstrzymać spadających ciurkiem łez patrzyłam się w miejsce, w którym on jeszcze chwilę temu wstał czując jak ból w klatce piersiowej odbiera mi możliwość oddychania. Cholera dlaczego to wszystko musiało się tak skomplikować?
- Co się dzieje?/ O czym on mówił Mel? - słysząc pytania przyjaciół spojrzałam się na nich powoli ocierając mokre od łez policzki
- Ja… Poważnie się zastanawiam czy… zaraz po wyjściu ze szpitala z małym nie wyjechać gdzieś na stałe byle jak najdalej od Izzyego... Wczoraj mu o tym powiedziałam i… zagroziłam ewentualną walką w sądzie o dziecko - szepnęłam czując jak nadal spadające po policzkach łzy odmawiają mi możliwość mówienia
- Że co? Chyba nie mówisz poważnie… - nie patrząc się na przyjaciół zakryłam twarz dłońmi starałam się głęboko oddychać
- Mel… Boże… Ja wiem, że Izzy jest jaki jest, ale... On naprawdę kocha ciebie i waszego synka... Ja... Cholera nie wiem czy powinnam ci to mówić, bo nie chce ciebie denerwować, ale wiem doskonale Mel, że kochasz Izzyego i dlatego powinnaś wiedzieć, że… on naprawdę ciebie i wasze dziecko kocha... Kochana prawda jest taka, że to on dał pieniądze na operacje waszego synka… Izzy podsłuchał naszą rozmowę i wiedząc, że nie przyjmiesz od niego kasy poprosił mnie bym ci ją dała od siebie, bo jak sam stwierdził to była jedyna szansa na uratowanie waszego dziecka… Przepraszam kochana, że nie powiedziałam ci o tym wcześniej, ale chodziło o życie twojego synka, a to było najważniejsze... Wiem, że on ciebie zranił i rozumiem czemu nie chcesz dać mu drugiej szansy, ale wiedz, że on naprawdę kocha ciebie i waszego synka… Widzę to w jego oczach kochana i sama wiesz, że on od razu gdy zrozumiał swój błąd zaczął robić wszystko byś mu wybaczyła Zrobisz jak będziesz uważała, ale… jeśli nie chcesz dać mu ostatniej szansy to przynajmniej nie odbieraj swojemu synkowi ojca, który już robi wszystko by przychylić tej małej istotce nieba na ziemi… - nie mogąc przestać płakać spojrzałam się na mówiącą Anastasię i nie powiem z każdym jej słowem czułam coraz mocniejszy ból w klatce piersiowej. Ana zdecydowanie nie powinna była ukrywać prawdy ani brać pieniędzy od Izzyego dobrze wiedząc, że nie przyjęłabym ich od niego, ale jednak faktycznie tu liczyło się zdrowie i życie mojego synka. Starając się wziąć głęboki oddech pokręciłam głową nie wierząc, że Izzy naprawdę dał pieniądze na operacje naszego synka. Cholera dlaczego to zrobił? Czyżby naprawdę kochał nasze dziecko? A może to jedynie gest by zagłuszyć wyrzuty sumienia?
- Skoro już wyjaśniamy prawdę to ja też chyba muszę się do czegoś przyznać i mam nadzieję, że nie tyle co mnie nie zabijesz co nie pójdziesz z tym do dyrektora szpitala… Posłuchaj mnie kochana gdy leżałaś tu po wcześniejszej operacji synka to ja miałem akurat nocne dyżury i w pełnej dyskrecji udawało mi się niepostrzeżenie puszczać Izzyego do budynku szpitala, a on przychodził tutaj i siedział przy tobie gdy spałaś… Udało mi się coś nagrać… - szokowana patrzyłam się na Richiego, który nie dodając nic więcej podał mi wyciągniętą chwilę wcześniej komórkę, a ja biorąc głęboki oddech wzięłam ją i nie wiele analizując to wszystko włączyłam przycisk odtwarzania
- Nawet nie wiesz mój aniołku jak bardzo żałuję, że nie mogę być przy tobie cały czas i śpiewać ci czy opowiadać to i owo, ale widzisz trochę pokłóciłem się z twoją mamą i staram się to wszystko naprawić… ale wiedz, że co by się nie działo dalej to zawsze będę kochał ciebie i twoją cudowną mamę… Tylko proszę cię walcz aniołku… Musisz być silny, silna, bo my wszyscy ciebie bardzo ciebie kochajmy, a w szczególności ja z twoją mamą… Wiem moja czekoladko, że spieprzyłem, ale naprawdę cię kocham i obiecuję ci, że zawsze będziesz mogła na mnie liczyć nawet jeśli nie dasz mi kolejnej szansy… - nie mogąc powstrzymać łez oddałam komórkę przyjacielowi czując jak bolesny uścisk w klatce piersiowej miażdży ją. Cholera czyli to działo się naprawdę? Boże pamiętam to, bo przebudziłam się, ale wydawało mi się, że to tylko sen, który pokazywał mi moje pragnienia by Izzy był obok mnie i by powiedział, że kocha mnie oraz dziecko. Boże to jakiś obłęd
- Witam… Ja Richie wszystko rozumiem, ale jednak pomimo znajomości to chyba powinieneś pamiętać o obowiązujących godzinach odwiedzin i nie wspomnę o doprowadzanie przyjaciółki do płaczu… - nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć do sali wszedł lekarz, a ja szybko biorąc kilka głębokich oddechów prędko otarłam mokre od łez policzki
- Panie doktorze to jest nieco bardziej skomplikowane niż się panu wydaje, ale my już wychodzimy i będziemy na korytarzu… - Richie posyłając mi blady uśmiech pociągnął za sobą do wyjścia kiwającą głową Annę, a ja spojrzałam się na lekarza, którzy cicho westchnął kręcąc głową
- Panie doktorze proszę mi pozwolić pójść do mojego synka… Muszę go zobaczyć… - szepnęłam patrząc się na mężczyznę, który lekko uśmiechają się pokiwał glową
- Rozumiem, ale najpierw muszę panią zbadać i spojrzeć na ranę, a potem zdecyduje czy pozwolę na ten krótki spacer i proszę nie protestować... Pani synek żyje i jest pod dobrą opieką, więc proszę mi pozwoli panią się zająć, bo pani też jest po operacji, dobrze? Obiecuję, że najszybciej jak to będzie możliwe puszcze panią z pani przyjaciółmi do synka, dobrze? - kiwając głową na słowa lekarza cicho westchnęłam czując nieco ulgi, bo jednak pomimo wielkiej chęci zobaczenia się z synkiem to domyślam się, że jest tam Izzy i choć powinnam z nim porozmawiać to nie wiem czy iść za głosem serca, które mówi mi, że kocham tego świrusa i powinnam dać mu jednak ostatnią szansę czy iść za głosem rozumu, który mówi, że już dawałam mu szansę i, że on się nie zmieni.
***
Z każdym mijającym centymetrem korytarza czułam jak moje serce bije coraz mocniej. Boże nie wierzę, że zaraz zobaczę mojego synka. Kiedy byliśmy już na miejscu spojrzałam się na szybę i widząc stojącego przy łóżeczku dziecka Izzyego, który akurat stał bokiem do szyby zamarłam, ale po chwili biorąc głęboki oddech gestem głowy pokazałam Richiemu i Annie by usiedli na najbliższych krzesłach, a sama powoli weszłam do pomieszczenia, w którym był mój synek
- Nie wiem aniołku jak to się wszystko ułoży, ale wiedz, nawet jeśli będę dla ciebie tylko zwykłym znajomym twojej mamy i choć będzie mnie cholernie bolało to, że nie do mnie będziesz mówił tato, to jednak zawsze będziesz mógł na mnie liczyć i to w każdej sprawie, w każdej chwili… Kocham cię mały wojowniku i to się nigdy nie zmieni... Zawsze z twoją mamą będziecie w moim sercu… - z trudem powstrzymując łzy na słowa bruneta powoli podeszłam do łóżeczka i widząc mojego małego synka mimowolnie lekko uśmiechnęłam się jednocześnie czując ból na widok, kabli podłączonych do jego małego ciałka
- Mel... Przepraszam... Ja... Po prostu chciałem jeszcze chwilę z nim pobyć... - szepnął Lizzy, a ja nawet na niego nie patrząc stanęłam obok niego dotykając szyby inkubatora, w którym był mój, nasz synek
- Jaki on piękny i... taki mały... No cześć mój aniołku... Jestem twoją mamą... - powiedziałam od razu i widząc, że maluszek jakby uśmiechnął się do mnie samej kąciki ust lekko uniosły się
- To prawda... Jest piękny i może jest mały, ale dzielny po mamie... Lekarze są dobrej myśli co do dalszych rokowań i przewidują, że już po jutrze będziesz mogła przytulić swojego synka... - czując kolejne napływające do oczu łzy patrzyłam się na malca czując jak moje serce boleśnie obija się o klatkę piersiową
- Dlaczego to musiało się tak skomplikować Gallegos? - szepcząc nawet nie spojrzałam się na mężczyznę czując, że jak to zrobię kompletnie rozpadnę się
- Mel... Moja czekoladko... Boże nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że tak spieprzyłem sprawę między nami... Chryste Melindo... Ja po prostu bałem się, że skoro tak naprawdę nigdy nie miałem ojca to nigdy sam nie będę dobrym ojcem... Dopiero później zdałem siebie sprawę, że kocham was i choć się boję to chce z wami być... Ale zdałem siebie sprawę też, z tego, że za bardzo cię zraniłem... - powiedział Izzy, a ja spojrzałam się na niego kręcąc głową
- Izzy to tylko przelało czarę goryczy… Naprawdę cię kochałam i wspierałam jak mogłam, ale czasem wrażenie, że ty tego nie dostrzegasz, gdzie albo decydowałaś za nas oboje o sprawach związanych z naszym związkiem czy robiłeś wszystko abym zrobiła to co ty chcesz choć nie byłam do tego pewna lub właśnie w ogóle ze mną nie rozmawiałeś… Wiesz jak się z tym wszystkim czuje?... A wiesz co jest najgorsze?... To, że nadal cię kocham i nie wiem czy kiedykolwiek przestanę…Próbowałam, ale dziś gdy usłyszałam prawdę od Ann i Richiego o tym co zrobiłeś, a także twoje dzisiejsze słowa to… zrozumiałam, że nie wiem czy będę stanie przestać się kochać pomimo tego wszystkiego… - sama nie wiem czy to jest odpowiednie miejsce i odpowiedni czas na takie wyznania, ale wiem, że nie mogłam dłużej dusić w sobie tego wszystkiego, że chyba oboje potrzebujemy właśnie wyłożyć wszystko to co nas boli. Izzy nie mogąc powstrzymać łez pokręcił głową i biorąc mnie za rękę lekko ją ścisnął
- Nie potrzebnie powiedzieli ci prawdę... Zrobiłem to co musiałem, ale nie z wyrzutów sumienia czy z poczucia obowiązku, ale z serca... Bo kocham ciebie i tego walecznego chłopca... I nawet nie wiesz jak cholernie chciałbym zmienić czas i wszystko zmienić Mel... Kocham cię tak bardzo, że gdybym wiedział, że to poskutkuje padłbym teraz przed tobą na kolana błagając cię o ostatnią szansę… Ale właśnie ta miłość i widok twoich łez sprawia, że chce przede wszystkim twego dobra nawet jeśli miałabyś być z kimś innym… - słysząc słowa Izzyego nie mogąc przestać płakać przymknęłam oczy i biorąc głęboki oddech starałam się choć trochę zmniejszyć uczucie bólu w klatce piersiowej, który niósł do mózgu informacje, że to jest właśnie ten moment bym podjęła decyzja czy iść za głosem rozumu czy serca. Biorąc głęboki oddech powoli otworzyłam oczy i spoglądając na mojego synka, który jak miałam wrażenie uśmiechnął się do mnie sama lekko uśmiechnęłam się czując rozpływające się po ciele ciepło, które jakby chciało mi powiedzieć, że podjęłam słuszną decyzję
- Jared Ayan Gallegos… Tak będzie nazywał się nasz syn. O ile naprawdę chcesz by miał twoje nazwisko… I o ile chcesz ostatnią szansę, ale to już naprawdę ostatnią… - Lizzy słysząc moje słowa szeroko się uśmiechając przytulił się do mnie, po czym pocałował mnie, a ja czując tą znajomą słodycz zaczęłam oddawać pocałunek z większą namiętnością czując jak po moim ciele rozpływa się ciepło, które było idealnym lekiem na odczuwany ból
- Nawet nie wiesz jak bardzo tego pragnę Mel… Dziękuję ci i obiecuję, że zrobię wszystko by udowodnić ci, że zasługuję na ciebie i naszego synka - powiedział uśmiechnięty, a ja przytulając się do niego uśmiechnęłam się mają nadzieję, że teraz będzie już tylko dobrze i nie będę żałowała tej decyzji.
2 komentarze:
Boziu jaki wzruszający rozdział! Wspaniały!!!! Jejku tak bardzo się cieszę że oboje poszli po rozum do głowy i szczerze ze sobą poromawiali i oczywiście że się w końcu pogodzili!! Teraz tylko Izzy pilnuj się!!!
A malutki niech rośnie zdrowo, dobrze że rokowania są dobre.
Ehh mieć takich przyjaciół jak Ana i Richie i ogólnie cała ta banda to coś wspaniałego.
Czekam oczywiście na następny!
Buziaki;***
Wow... no powiem, że... trochę wyciskacz łez ten rozdział :D Przeczytałam na jednym tchu... nie mogąc się powstrzymać by z czułością spoglądać na moją Małą Kruszynę, którą śpi, tak na mnie wpłynął opis uczuć Melindy kiedy pierwszy raz zobaczyła synka *_* Ala... to świadczy tylko o tym jak wspaniałą pisarką jesteś :)
Cieszę się, że dziewczyna dała mu szansę :) Bo dziecko jest najważniejsze i powinno mieć obojga rodziców, szczególnie jeśli naprawdę się kochają :)
Lecę dalej :*
Prześlij komentarz