niedziela, 13 kwietnia 2025

Rozdział 108

 Narracja Izzyego

Dzwoniący uparcie dzwonek budzika sprawił, że wydając z siebie cichy jęk leniwie otworzyłem oczy i po omacku sięgnąłem po telefonu i wyłączając budzik odłożyłem go na półkę, po czym odruchowo przekręciłem się na bok i niemalże natychmiast poczułem ukucie w sercu na widok pustego miejsca obok mnie. Cholera dlaczego musiałem być takim kretynem i  przez swoją głupotę zniszczyć najcenniejszą rzecz w moim życiu? Cholera naprawdę jestem skończonym debilem i choć nie wiem jak mógłbym to naprawić to jednak muszę zrobić wszystko by odzyskać Mel i nasze maleństwo. Czując kolejny mocny uścisk w klatce piersiowej powoli podniosłem się do pozycji siedzącej i zakrywając twarz w dłoniach próbując głęboko oddychać by nie rozpłakać się. Wiem, że zasługuje na bycie samemu za wszystkie błędy jakie popełniłem, ale naprawdę kocham mulatkę i nasze maleństwo, które rośnie pod jej sercem. No właśnie. Będę ojcem, a nawet nie mogę być przy nich gdy oboje najbardziej mnie potrzebują. Chryste dlaczego moje maleństwo, które jeszcze nie miało okazji poznać świata już musi cierpieć i walczyć o swoje życie. Boże dlaczego moja mała gwiazdka musi cierpieć przez moje przewinienia. Słysząc ostatnią swoją myśl od razu pokręciłem glową rzucając ją i inne czarne myśli z mojej głowy. Muszę myśleć pozytywnie. Zrobię wszystko by odzyskać Mel, a moje maleństwo po operacji wróci do pełnego zdrowia i wszystko będzie dobrze. Po prostu musi tak być

***

- Przypomnij mi stary dlaczego dałem się tobie namówić na te wszystkie szkolenia i kursy, co? - gdy tylko zobaczyłem w komórce powiadomienie dotyczące przyjścia mejla, który jak się okazało dotyczył moich zajęć menadżerskich ciężko westchnąłem i odkładając komórkę spojrzałem się na przyjaciela, który posyłając mi uśmiech pokręcił głową

- Z tego co pamiętam, to byłeś pierwszy, który zgłosił chęć do bycia menadżerem, więc nie narzekaj stary - tym razem to ja się zaśmiałem kiwając głową. Faktycznie wtedy coraz bardziej myślałem o jakieś innej  ustabilizowanej pracy związanej z muzyką, ale jednak nie zdawałem sobie sprawy ile to faktycznie będzie papierkowej roboty i ile trzeba będzie zrobić na tych wszystkich szkoleniach by mieć ten jeden świstek świadczący o możliwości prowadzenia kogoś przez jakże cudowny celebrycki świat, bo przecież wieloletnie doświadczenie i dogłębne poznanie dobrych i złych stron tego świata nie jest do cholery wystarczające. Aczkolwiek nie powiem ta cała papierologia ma swoje plusy, bo przynajmniej nie myślę wtedy tyle o Mel i naszym maleństwie, dusząc w sobie chęć pojechania do niej i bardziej dosadnego przemówienia jej do rozumu. Słysząc kolejny raz dźwięk nadejścia mejla sięgnąłem po komórkę i widząc wiadomość na którą czekałem mimowolnie uśmiechnąłem się i z każdym czytanym słowem uśmiech poszerzał się. 

- O hej Izzy... Nie wiedziałam, że będziesz już tak rano... - słysząc głos Anastasii spojrzałem się na nią posyłając jej uśmiech 

- Cześć kochana… Widzisz chciałem dokończyć piosenkę i tak w ogóle to fajnie, że jesteśmy sami gdyż… według twojej prośby przy konsultacji z kolegą tatuażystą zrobiłem projekt tatuażu dla ciebie, a nawet dwa kochana… Proszę cię bardzo… Ten pierwszy jak widzisz jest duży, bardziej rozwinięty, bo oprócz pleców obejmuje także ramiona, przez co niestety wykonanie go zajmie kilka sesji… A tu jest drugi, który tylko obejmuje plecy, mały ale również piękny i wytatuowanie go zajmie tylko jedną sesje… Twoja mina mówi wszystko Ann, więc cieszę się bardzo, że podobają ci. Oba są twoje, więc wybieraj a tu masz kontakt z moim kolegą, który zgodził się wytatuować ci to co wybierzesz… - zaczynając mówić szybko sięgnąłem do torby, z której wyjąłem teczkę, z której wyjąłem dwie kartki i podałem je blondynce, która patrząc się na nie coraz szerzej się uśmiechała, a jej oczy coraz bardziej zaczynały błyszczeć, co było dla mnie bezgłośnym znakiem, że oba projekty podobają się jej 

- Jezu Izzy… Dosłownie odebrało mi mowę… Chryste oba twoje projekty są cudowne… Bardzo ci dziękuję kochany… Cholera nie wiem, który wybrać, bo naprawdę oba mi się podobają… - Anastasia dopiero po krótkiej chwili kręcąc głową jakby chciała otrząsnąć się po szoku zaczęła mówić spoglądając na mnie, gdzie posyłając mi uśmiech przytuliła się do mnie, przez co mocniej ją objąłem całując w policzek 

- Naprawdę cię cieszę kochana, że oba ci się podają i nie masz za co mi dziękować, bo to to była czysta przyjemność, która tak mi się spodobała, że nawet dla Belli zaprojektowałem kilka tatuaży jakby także chciała w ten sposób zasłonić blizny po operacjach…A co do wyboru to ja niestety ci w tym nie pomogę, więc nie spiesz się z wyborem kochana… - rzuciłem od razu patrząc się na przyjaciółkę, która szeroko uśmiechając się pokiwała głową 

- Stary ty to naprawdę jesteś artystą przez wielkie A… No nie powiem kochana masz ciężki wybór, ale gdybyś zdecydowała się na ten pierwszy to ja zrobię sobie ten drugi jako upamiętnienie tamtego tragicznego dnia, gdy wraz z śmiercią przyjaciela dostaliśmy drugie życie… - pomimo ukucia w sercu na wspomnienie tamtego dnia i zmarłego przyjaciela lekko uśmiechnąłem się do przyjaciół ciesząc się, że tamto wydarzenie umocniło miłość przyjaciół dzięki czemu znaleźli do siebie drogę. 

- No a tak zmieniając temat to powiedz kochana jak tam się czujesz i jak idzie rehabilitacja? - spytałem się po chwili patrząc się na Ananstasię, która przekręcając oczami lekko uniosła trzymaną w ręku laskę 

- Szczerze? Wszyscy mówią mi, że niby wszystko jest dobrze i idzie tak jak powinno, ale ja mam cholerne poczucie, że stoję w miejscu, bo jak widzisz niby poruszam się o własnych siłach, ale bez tego cholernego kijka to mogę zapomnieć o chodzeniu… - odpowiedziała od razu Anastasia unosząc pod koniec swojego metalowego przyjaciela, a ja natychmiast lekko przygryzłem wargę by nie zaśmiać się czy nie uśmiechnąć się pod wpływem słyszalnego w jej tonie głosu frustracji związanej z efektami rehabilitacji 

- Ta... I tym samym doprowadza wszystkich do szwedzkiej pasji, bo tylko się wkurza i narzeka, że nie ma efektów i musi chodzić o lasce jakby chciała wystartować w najbliższym maratonie... - tym razem nie mogąc wytrzymać cicho się zaśmiałem kręcąc głową jednocześnie przybiłem z blondynką piątkę 

- No kochana najważniejsze to mierzyć wysoko... A tak na poważnie to naprawdę nie powinnaś się wściekać, to na efekty czasem trzeba potrzeba trochę poczekać, a ty i tak już dużo osiągnęłaś i jestem pewny, że jak to się mówi do wesela wszystko będzie dobrze... Naprawdę kochana ciesz się tym co masz i zajmuj się tym brunecikiem by nam głowy nie zawracał zbytnio... - rzuciłem na co Anma cicho się zaśmiała, a Jay przekręcił oczami. 

- Dobra koniec tego dobrego, bo czas się wziąć do pracy moi mili... - gdy tylko usłyszałem słowa Tariqa mimowolnie przekręciłem oczami, ale słysząc dźwięk komórki Anastasii rezygnujesz z powiedzenia jakiegoś komentarza odwróciłem się starając się skupić na zaczętym tekstem piosenki

- No cześć Richie. Tak już jest w studiu... Że co? Boże, ale jak to? W jakim jest stanie i co z dzieckiem?... Jasne zaraz z nim porozmawiam i przyjedziemy do szpitala... - słysząc słowa przyjaciółki spojrzałem się na nią i z każdym jej słowem coraz mocniej czułem w kościach, że mówią o Melindzie i naszym dziecku

- Co z Mel i naszym dzieckiem? - rzuciłem natychmiast czując jak moje serce bije coraz mocniej. Cholera Boże niech tylko nic im nie będzie

- Mel miała dziś badania kontrolne i wyszło, że ma wysokie ciśnienie... chcieli zostawić ją na obserwację, bo podejrzewali stan przedrzucawkowy, lecz... jej stan nagle zaczął się pogarszać i lekarze zdecydowali o natychmiastowej cesarsce... Obecnie lekarze walczą o życie obojga... - nie mogąc powstrzymać wdzierającej się od oczu słonej cieczy zacisnąłem dłonie w pięści z trudem powstrzymując w sobie krzyk, który utknął w klatce piersiowej, która teraz była miażdżona pod wpływem bólu serca

- Nie... To nie dzieje się naprawdę... Tylko nie to... Przecież dziecko jest jeszcze małe i przecież jest jeszcze jego wada... - szepnąłem po krótkiej chwili nie wierząc, że to dzieje się naprawdę

- Richie powiedział, że drugi zespół medyczny przeznaczony dla twojego dziecka jest w gotowości... Chodź to pojedziemy do szpitala... - kiwając głową chciałem wstać, ale od razu poczułem jak moje nogi jakby z waty uniemożliwiły mi poruszanie

- Spokojnie Izzy... Weź trzy głębokie oddechy... - gdy wyczułem na ramieniu rękę Jaya spojrzałem na niego i idąc za jego słowami wziąłem kilka głębokich oddechów 

 - Ja nie mogę ich stracić... - Tar nic nie mówiąc po prostu mnie przytulił, a, ja przymykając oczy znów wziąłem głęboki oddech modląc się w duchu by wszystko skończyło się dobrze

***

- Co z nimi? - widząc przed salą operacyjną Richiego od razu podbiegłem do  niego i próbowałem coś wyczytać z jego twarzy

- Spokojnie Izzy... Operacja trwa i oboje żyją... Zaraz jak dziecko się urodzi drugi zespół go przejmie i przeprowadzą operacja - z trudem powstrzymując łzy pokręciłem głową czując narastający ból w klatce piersiowej

- Czy oboje wyjdą z tego? - bojąc się odpowiedzi patrzyłem się na przyjaciela, który lekko pocieszająco się uśmiechnął

 - Oboje są silni i na pewno będę walczyć, ale... przynajmniej dla twojego dziecka najbliższe godziny będą decydujące... - kręcąc głową opadłem na kolana i zakrywając twarz rękami zacząłem płakać. Boże dlaczego to musi się dziać? Przecież moje maleństwo nie może umrzeć

- Lizzy... Nie możesz się teraz załamywać... Póki maleńkie serce twojego synka bije to jest nadzieja... Po rodzicach jest wojownikiem, a tacy nie poddają się bez walki... Rozumiesz?  - gdy poczułem jak ktoś mnie obejmuje powoli odsunąłem ręce  i odruchowo przytuliłem się do Anastasii, która mocniej mnie obejmując zaczęła delikatnie gładzić mnie po plecach 

- Anna ma rację Izzy, a teraz siadaj tutaj, a Richie może pójdzie po jakieś środki na uspokojenie dla ciebie, dobrze? - rzucił Jay, na co odruchowo skinąłem głową powoli podnosząc się. Cholera po prostu musi wszystko dobrze się skończyć. Nie przewiduje innego rozwiązania

***

- Doktorze co z moją dziewczyną i dzieckiem? - gdy tylko drzwi się otworzyły i wyszedł z nich lekarz od razu wstałem podchodząc do niego, a on lekko uśmiechnął się kiwając głową 

- Może zacznę od tego, że oboje żyją. Ma pan syna i proszę przyjąć moje gratulacje... Stan pani Melindy obecnie jest stabilny i zaraz zostanie przewieziona na salę operacyjną i niedługo powinna obudzić się... Jeśli chodzi o pańskiego syna to jego stan pomimo tego, że jest stabilny to jest krytyczny. W tej chwili drugi zespół przeprowadza operacje i najbliższe godziny będą decydujące, bo pomimo, że pierwsza operacja w pełni się powiodła to druga jest bardziej skomplikowana, a to, że dziecko jest wcześniakiem i przyszło na świat trochę za wcześnie to niestety to nieco komplikuje sytuację... - powiedział lekarz, a ja odruchowo skinąłem głową 

- Czy będziemy mogli wejść do Mel? - spytała się po krótkiej chwili Anastasia, na co lekarz pokiwał głową 

- Tak, ale nie wszyscy naraz i na krótko... Pacjentka zaraz zostanie przewieziona na salę i będziecie mogli do niej wejść. A teraz przepraszam, ale muszę iść do innych pacjentów, a jakby mieli państwo jakieś pytania to proszę mnie znaleźć - nim lekarz zdążył odejść drzwi od sali operacyjnej znów się otworzyły i sanitariusze wywieźli łóżko na którym leżała nieprzytomna Mel i nie powiem od razu poczułem tępy ból w klatce piersiowej na widok ukochanej, która wyglądała jakby spokojnie spała gdyby tylko nie była tak blada 

- Idźcie z nią… Ja poczekam na koniec operacji mojego synka… Tylko jak się Mel obudzi to nie mówcie jej, że tutaj jestem by jej więcej nie denerwować, bo wystarczy, że będzie bała się o naszego synka… - powiedziałem spoglądając na przyjaciół, którzy pokiwali głowami, a ja usiadłem na krześle i zakrywając twarz dłońmi wziąłem kilka głębokich oddechów. Boże mam syna. Chryste zostałem właśnie ojcem. Słysząc w głowie obie myli nie mogłem powstrzymać wdzierających się do oczu łez i unoszących się lekko kącików ust. To naprawdę jest takie nierealne, ale prawdziwe. Teraz ważne jest tylko to by mój synek przeżył operacje i szybko wrócił do zdrowia. Biorąc kolejny głęboki oddech odkrywają ręce od twarzy sięgnąłem do kieszeni i gdy wyjąłem z niej czerwone pudełeczko otworzyłem je przyglądając się srebrnemu pierścionkowi, który chce dać Mel. Po prostu to wszystko musi się dobrze skończyć. Nie widzę innego wyjścia. 

***

Biorąc głęboki oddech stanąłem przed salą Melindy bojąc się zrobić choćby jeden krok w kierunku wejścia. Gdy tylko Anna mnie zobaczyła starałem się lekko uśmiechnąć na znak, że z małym wszystko jest dobrze. Ona pokiwała głową, po czym gestem głowy wskazała na drzwi, przez co skinąłem głową, na co ona powiedziała coś do przytomnej już Mel, która pokiwała głową na słowa blondynki, która po chwili z Jayem pokierowała się w stronę wyjścia z sali

- Jakbyś potrzebował wsparcia to będziemy z Jayem przed salą - z trudem powstrzymując ciche prychnięcie pod wpływem słów przyjaciółki, która rzucając mi blady uśmiech położyła rękę na moim ramieniu lekko go ściskając. Szybko biorąc głęboki oddech zrobiłem krok w stronę wejścia mając nadzieję, że rozmowa z Mel nie skończy się kolejną kłótnią 

- Hej. Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś? - zaczynając mówić patrzyłem się na mulatkę, która spoglądając na mnie pokręciła głową

- Co tu robisz? Wyjdź z stąd... - szepnęła Mel, a ja ignorując jej słowa usiadłem na krześle wyjmując z kieszeni komórkę, gdzie od razu odblokują ją kliknąłem w odpowiedni folder i plik

- To jest nasz synek... Operacja się udała, ale lekarze są ostrożni co do rokowań i najbliższe godziny będą decydujące... Jest naprawdę śliczny kochana i jest naszym małym wojownikiem... - zaczynając mówić podałem telefon brunetce, która niepewnie go wzięła i widząc zdjęcie naszego synka lekko uśmiechnęła się dotykając palcem ekran

- To jest mój synek Izzy i proszę cię daj mi i jemu spokój... Naprawdę nie mam siły się z tobą kłócić, więc... - powiedziała Melinda oddając mi komórkę, a ja kręcą głową ją wziąłem ją za rękę lekko ściskając 

- Mel błagam cię... ja też nie chce się z tobą kłócić, więc skończmy tą maskaradę... Wiem że popełniłem nie jeden błąd, ale ja naprawdę wszystkiego żałuję i chce zacząć od nowa... kocham ciebie i naszego synka... Proszę cię uwierz mi... - powiedziałem od razu, na co kobieta patrząc się na mnie ze łzami w oczach pokręciła głową jednocześnie wyrwała swoją rękę z mego uścisku 

- Nie Izzy... Ja już ci nie wierzę... Nie chce cię znać, więc proszę cię daj mi i mojemu synkowi spokój... - nie mogąc powstrzymać wdzierającej się do oczu słonej cieczy od razu pokręciłem energicznie głową

- Mel… Błagam cię… Ja naprawdę was kocham… Proszę cię daj mi szansę… Nie odbieraj mi syna… - mówiąc nie odwróciłem wzroku od mulatki, która tak jak ja nie mogąc powstrzymać łez znów pokręciła głową

- Zapamiętaj sobie to, że to jest mój syn Izzy… Dawałam ci już tyle szans, przymykałam oczy i… teraz to koniec… Muszę myśleć o moim synku i właśnie dlatego jak tylko wyjdziemy ze szpitala wyjedziemy z stąd i nigdy więcej nas nie zobaczysz… - szokowany słowami Melindy wstałem zastanawiając się czy mówi poważnie 

- Mówisz poważnie? Naprawdę chcesz odebrać mi moje dziecko?... Dobra to nie jest dobry czas na takie rozmowy, bo ty jesteś pod wpływem leków przeciwbólowych… Za kilka dni wrócimy do tej rozmowy… - rzuciłem starając się hamować swoje emocje by znów nie powiedzieć czegoś za dużo 

- Nie Gallegos nie będzie kolejnej rozmowy… To jest moje dziecko i tylko moje… Jak tylko przyjdzie lekarz od razu mu powiem, że nie życzę sobie twojej obecności przy sobie i przy dziecku, że ma wzywać ochronę gdy ciebie zobaczy i nie informować się o naszym stanie… - słysząc słowa ukochanej od razu pokręciłem głową nie wierząc w to co usłyszałem 

- Nie zrobisz tego… Nie pozwolę ci na to, rozumiesz?... Jeśli trzeba będzie to będę walczył o naszego synka w sądzie… - rzuciłem natychmiast, na co Mel się zaśmiała

- I co wtedy powiesz? Że krzyczałeś, że to moja wina, że zaszłam w ciążę, że zrobiłam to specjalnie? Że kazałeś pozbyć się tego problemu? Że uderzyłeś mnie? No faktycznie wtedy pokażesz, że nadajesz się na ojca - szokowany patrząc się na Mel pokręciłem głową nie wierzyłem, że ona to naprawdę powiedziała 

- Co? Mel może i byłem wtedy szokowany i nie kontrolowałem tego co mówię ani co robię, ale na pewno nie kazałem ci pozbyć się dziecka ani nie uderzyłem cię Mel… Naprawdę proszę cię przerwijmy to bo to nie idzie w dobrym kierunku… Do rozmowy wrócimy później… - rzuciłem i odwracając wzrok pokierowałem się w stronę drzwi 

- A masz na to dowody Izzy? Jak myślisz komu sędzia prędzej uwierzy? Mi czy tobie?... Po prostu zapomnij o nas Izzy i daj nam być szczęśliwym… Jeśli tego nie zrobisz to obiecuje ci, że zrobię wszystko aby cię zniszczyć - czując mocne ukucie w sercu odruchowo zaciskając obie ręce w pięści po prostu wyszedłem z sali od razu kierując się do pomieszczenia, w którym był mój synek. Gdy wzrokiem odnalazłem odpowiednie łóżeczko momentalnie po moich policzkach znów zaczęły lecieć łzy, a ból w klatce piersiowej wzmógł się. Nie wierzę, żeby Mel byłaby w stanie spełnić swoje obietnice, ale jeśli je spełni to faktycznie jestem na straconej pozycji, bo przecież sędziowie są w dużej mierze w takich sytuacjach są za matkami. Chryste tylko które rozwiązanie będzie najlepsze. 

- Cześć stary. Moje gratulację. Pewnie ten przystojniak z prawej to twój syn, co? Jak Richie zadzwonił i powiedział co się dzieje to pomyślałem, że może będziecie chcieli z Mel kilka zdjęć swojego synka… - słysząc znajomy głos spojrzałem się w bok i widząc Grega spróbowałem lekko uśmiechnąć się, ale nie wiem czy mi wyszło. 

- Dzięki… Tak, to jest mały przystojny wojownik… A jakbyś porobił kilka zdjęć to byłoby fajnie… - przyjaciel rzucając mi pocieszający uśmiech, poklepał mnie po plecach, po czym zaczął robić zdjęcia 

- Greg… czy nie miałeś wątpliwości odrzucając propozycje tamtych ludzi, a potem zrywając z Richiem?... - spytałem się po krótkiej chwili patrząc na fotografa, który spojrzał się na mnie uważnie przyglądając mi się 

- To były dwie najtrudniejsze decyzje w moim życiu Izzy… Oboje kocham bardzo mocno i nie wyobrażam sobie życia bez nich ani nie chciałem wybierać kogoś z nich… Nie wiedziałem, do końca co powinien zrobić i która decyzja będzie lepsza… Chciałem przede wszystkim dobra Lily i Richiego, ale jedna moja część mówiła mi, że powinienem myśleć o dobru Lily i odpuścić, ale druga część mówiła mi, że to moja córka i nie mogę z niej rezygnować… Pomimo wielkich wątpliwości i wewnętrznego bólu zerwałem z Richiem myśląc, że tak będzie najlepiej... Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, ale nikomu nie życzę aby musiał dokonywać takiego wyboru… A pytasz się o to z jakiegoś konkretnego powodu czy od tak... - ignorując ból w klatce piersiowej i hamując wdzierające do oczu łzy pokręciłem głową

- Tak tylko pytam… Liczę, że jak zrobisz zdjęcia to od razu na je prześlesz lub mi dasz od razu wydrukowane odbitki - mówiąc patrzyłem się na przyjaciela, który lekko uśmiechając się skinął głową, a ja znów spojrzałem się przez szybę na mojego synka, który słodko spał. Cholera jasna i co ja mam teraz zrobić? Odejść z życia swojego synka czy walczyć za wszelką cenę o niego? Naprawdę nie wiem co powinienem wybrać, ale jedno wiem na pewno. Kocham Melindę oraz mojego synka i przede wszystkim chce ich dobra oraz by byli szczęśliwi. 

2 komentarze:

Nita pisze...

Rozdział jak zawsze klasa!!!! Ale uhhh ile emocji.. tak bardzo sie bałam o Mel i maluszka, ale dobrze że oboje żyją, oby teraz tylko wrócili do sił!!!
A co do Mel no to kurcze mimo wszystko postępuję bardzo nie fair ... tak nie powinno być, widać że Izzy się zmienił i zależy mu... Nie olał ich tylko jest w tym szpitalu i walczy, ona powinna wziąć to pod uwagę a nie wygadywać kłamstwa... Dziecko potrzebuję ojca i matki, nie jest niczemu winne..

Czekam na kolejny oczywiście !
Buziaki ;****

Madziusa pisze...

Boże Ala... Ty to naprawdę piszesz jakby z doświadczenia... sama miałam stan przedrzucawkowy i doskonale wiem co to znaczy... Biedna Mielinda ;( Najważniejsze jednak, że przeżyła i że z maluchem też jest względnie dobrze :) Co do jej zachowania względem Izzyego... trochę się nie dziwię... zostawił ją w ciąży... to jest niewybaczalne... oczywiście nie wiem co się tam dokładnie wydarzyło, bo nie czytałam, muszę wrócić do tych rozdziałów, ale póki co jej zachowanie w ogóle mnie nie szokuje...

Lecę dalej bo już mi niewiele zostało :)

Pozdrawiam <3